czwartek, 31 października 2013

Rozdział 6 : "Don't touch me !"


- No słucham ! Macie mi coś ciekawego do powiedzenia ?! - patrzyła wściekła na piątkę niewinnie patrzących chłopaków.
Jej głos odbijał się echem wokół starych kamienic, otaczających tereny parku. Było późno i bardzo zimno, jednak nerwy powodowały, że zapominała o całym świecie. Zapomniała o czekającej i zapewne odchodzącej od zmysłów siostrze. O zgubionym plecaku, pieniądzach, telefonie i całym tym bajzlu, który jeszcze kilkanaście minut temu tak bardzo ją martwił. Teraz jej głowę zaprzątały zupełnie inne myśli. Były o wiele ważniejsze, doniosłe, bo powodowały, że inne zupełnie zanikały. Bała się, a strach w połączeniu z wściekłością i rozpaczą powodował furię. Zaczęła się trząść. Dreszcze przechodziły jej po plecach. Wiatr wdzierał się za założoną niedbale kurtkę. Patrzyła na nich i zaczęła płakać. Czuła się tak okropnie bezsilna. Stała przed czymś, czego nie rozumiała. Czekało ją to, czego nie chciała. Właściwie sama nie widziała czego się jeszcze spodziewać. Harry widząc jej łzy podszedł bliżej. Stanął przed nią, schylił głowę i patrzył na ocierającą rękawem łzy dziewczynę. Podszedł o krok bliżej i wyciągnął ręce by ją mocno do siebie przytulić.
- Nie dotykaj mnie ! - odsunęła się odruchowo do tyłu, tamując potok łez - Odsuń się ode mnie ! Słyszysz ?! - krzyknęła przez łzy i poprawiła opadające na twarz włosy.
- Justine... - Harry patrzył na nią ze zdziwieniem
- Co Justine ?! Teraz mówisz Justine ! - popatrzyła z wyrzutem
- O co ci chodzi ? - był widocznie poirytowany
- Kilka minut temu zginęła moja matka, prawie zginęłam ja i ty się pytasz o co chodzi ! A moi najlepsi kumple zjawili się nie wiadomo skąd i zaczęli wyczyniać, to... to co... - zrobiła dziwną minę - Wiedzieliście i nic mi nie powiedzieliście. Oszukiwaliście mnie przez kilka miesięcy. Wszyscy mogliśmy tam zginąć i ty się pytasz o co mi chodzi ? - parsknęła - Liczyłam że chociaż odpowiesz, ale najwidoczniej nawet tego nie potrafisz zrobić dla naszej "przyjaźni".
- To nie jest takie proste... - spojrzał na nią smutniejąc
- Taa... Jakbyś nie zauważył, to kilka minut temu przeżyłam coś, co raczej nie zamyka się w granicach normalności i na pewno nie da się tego prosto opisać. Więc nie pieprz mi tutaj, że coś nie jest proste, bo te twoje "nie proste" rzeczy chcą zabić moich najbliższych i mnie.
- Zamknij się na chwilę i lepiej zrozum, że lepiej było dla nas wszystkich, byś o niczym nie wiedziała. Nie wiesz nic Justine. Myślisz, że nam łatwo było cię okłamywać ? Patrzeć na ciebie jak codziennie się uśmiechasz, jak wracasz sama do domu nieświadoma tego wszystkiego ? Ale nie mieliśmy wyjścia. To, że powiedzielibyśmy ci o wszystkim nie wskórało by niczego dobrego. - odetchnął głęboko i spojrzał łagodnie na dziewczynę - Przepraszam cię Justine, ale nie mogłem nic zrobić, chociaż nie wiem jak bardzo bym chciał. Proszę cię, zrozum, lub przynajmniej postaraj się zrozumieć, że w pewnych okolicznościach panują specjalne prawa, na które nie mamy wpływu, a gdy spróbujemy zerwać jedno z nich, możemy słono za to zapłacić.
- Proszę cię, powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi bo oszaleję. - popatrzyła na niego błagalnie
- Nie wiem Justine... Nie wiem czy jesteś gotowa... - popatrzył na nią zmartwiony
Ledwo zdążył dokończyć zdanie, a tuż za nim, nie wiadomo skąd, jak grom z jasnego nieba, rozpływając się w powietrzu i płonąc niebieskim płomieniem pojawiła się Kate. Spadła delikatnie i powoli jak rosa, rosnąc w niebieskim blasku, a błękitne płomienie rozpływały się wokół niej.
- Ale ja wiem, że jest już gotowa. A raczej nie ma wyjścia. - spojrzała na chłopaka, który zmieszał się i ukłonił jak reszta. Popatrzyła na zdziwioną Justine. - Mówiłam wam, że macie ją pilnować ! Wyraziłam się mało wyraźnie ! Co to jest ?!?! - wskazała na potargane i brudne ubrania Justine
- Przepraszamy... - zaczął Liam
- Ty też ! - wściekła się Justine - Ty też o tym wiedziałaś i nic nie powiedziałaś !? - spojrzała z wyrzutem na siostrę
- Co jej zrobili ? Co tu się działo ? - zignorowała młodszą siostrę - Mieliście nie dopuścić do czegoś takiego. Miałam chwilę przerwy i wy od razu wszystko spieprzycie !
- Nie chcieliśmy. Nie mogliśmy jej pomóc, to nie nasza wina. Staraliśmy się jej pomóc, ale ktoś rzucił na nas zaklęcie. Cudem udało nam się wyrwać, sama wiesz, że nasza moc jest na razie ograniczona. Bardzo cię przepraszamy. Bardzo przepraszamy pannę Justine. Jest nam tak okropnie przykro. - w oczach Zayna pojawiły się łzy
- Zamknijcie się wszyscy ! - Kate starała się je przerwać - Nie przerywaj mi Kate i nie ignoruj tego co mówię ! Przed chwilą zginęła nasza matka Kate. - spojrzała na wytrzeszczającą oczy i bladnącą dziewczynę - Nie wiem o co tutaj chodzi, nie wiem dlaczego mi tego nie powiedzieliście, wiem, że mnie oszukiwaliście, ale musieliście mieć do tego jakiś powód. Możecie kłócić się o to kto zawinił, ale to i tak niczego nie zmieni, nie cofnie czasu, więc po co tracić ten, który nam jeszcze został, na bezsensowną gadaninę ? Proszę was o jedno, wyjaśnijcie mi wreszcie o co w tym wszystkim chodzi !
Kate popatrzyła na Justine. Patrzyła jej prosto w oczy. Pojawiło się w nich kilka łez, ale nie wypłynęły. Zdusiła je w sobie i opanowała emocje.
- Jak to umarła ?
- Zabili ją i prawie udało im się zrobić to samo ze mną.
- Kto ją zabił ? Czemu dała się zabić ?! - wywrzeszczała patrząc na dziewczynę, a je emocje starały się wyrwać z klatki wiążącej je w środku.
- Nie mam pojęcia Kate, może ty mi powiesz ? - popatrzyła na starszą siostrę bijącą się z myślami
Zapanowała cisza. Zza rogu wyszedł mężczyzna prowadzący psa. Przeszedł obok patrząc na stojąca na środku drogi grupkę ludzi. Obejrzał się jeszcze do tyłu i poszedł dalej, by zniknąć gdzież na najbliższym skrzyżowaniu.
- Daj mi rękę Justine. - uśmiechnęła się Kate - A wy wiecie co robić chłopcy - zwróciła się do reszty
Wszyscy powoli znikali, unosząc się w jasnych płomieniach. Justine podała rękę starszej siostrze. Poczuła dziwny zawrót w głowie. Świat zawirował i stała obok starego budynku, który wydawał jej się dziwnie znajomy. Trochę kręciło jej się w głowię. Rozejrzała się dookoła. Ponura okolica. Stare, wysokie kamienice, niczym nie wyróżniające się od sąsiednich, nudne ulice. Byli w starszej części miasta. Wydawało by się, że już kiedyś już tu była. Szli dalej. Cała siódemka bez słowa szła wzdłuż ulicy, aż doszli do do jej końca. Droga się skończyła. Nie było już tutaj kamienic. Na końcu ulicy stał jedynie stary mur i równie stara latarnia. Nie odznaczały się niczym szczególnym od pozostałego wyglądu całej dzielnicy. Dodawały jej raczej pewnego klimatu. Choć ulica kończyła się za kilka kroków wcale nie mieli zamiaru zawrócić. Zatrzymali się dopiero przed starym murem, który jak się okazało był znacznie wyższy, niż zdawało się z pewnej odległości. Kate podeszła do latarni. Dotknęła jej ręką, a żarówka zmieniła kolor na identyczny jak ten, w którym pojawiła się siostra. Błysnął i rozświetlił okolicę. Dopiero teraz Justine zauważyła, że lampa ma piękne zdobienia i wypisane coś w rodzaju znaków, których zupełnie nie rozumiała. Zamknęła oczy i nim zdążyła mrugnąć wraz z falą światła znalazła się na drodze za bramą. Patrzyła za siebie i gdy odwróciła się by spojrzeć co znów ją czeka, zaniemówiła. Droga wiodła do pięknego, starego i ogromnego domu. Przypominał on raczej mini pałac, jednak okolica była bardzo ponura. Otaczały go ponure, stare drzewa.
- Ale jak ? - otworzyła oczy ze zdumienia i śledziła wzrokiem wszystko dookoła
- To nie takie trudne. - uśmiechnął się Niall
Spojrzała za siebie na bramę i znów na piękny, ogromny dom. Nie możliwe, że nie widziała go z daleka. Mur nie jest aż tak wysoki.
- Ludzie go nie widzą. Chroni go magia. - Louis zdawał się czytać w jej  myślach
- Właściwie to nikt go... - starał się dodać Liam
Szli dalej, a Justine rozglądała się, dziwiąc się wszystkiemu co widzi. Nie sądziła, że zobaczy kiedyś coś takiego. Że zobaczy na prawdę dom ze swoich snów. Była tym przerażona i jednocześnie podekscytowana jak nigdy przedtem. Kamienie na drodze trzeszczały przy każdym kroku, drzewa choć ponure, zdawały się kłaniać nowo przybyłym gościom. Weszli na werandę i do środka. Kolejne Déjà vu. Dom był na prawdę ogromny. W wielkim holu do którego właśnie weszli, klatka schodowa wiodła dwa piętra do góry, kończąc się kryształowym świetlikiem w suficie. Był bajeczny. Z holu przez kilka drzwi można było wejść do różnych pomieszczeń. Mimo, że było tak urokliwie, widać było, że nikt od dawna tutaj nie sprzątał. Meble, a tak przynajmniej wydawało się Justine, przykryte były białymi nakryciami. Ogromny żyrandol z cudownymi kryształkami, nadający uroku całemu pomieszczeniu zdawał się już nie wytrzymywać własnego ciężaru i jakby ostrzegał że zaraz spadnie i roztłucze się z hukiem na dawno nie widzianych gości. Ten dom był tak idealny. Jego styl powalał na kolana. Był tak elegancki, majestatyczny. Każdy detal, każdy dodatek dodawał mu większego blasku i choć przyćmionego teraz przez pierzynkę kurzu, zapierał dech.
- Czas tu trochę posprzątać. - odparła Kate. Podniosła ręce do góry wdychając powietrze i zamykając oczy. Wszystko zaczęło jaśnieć na niebiesko. Nakrycia, podłoga, ściany, całe pomieszczenia wypełniły się blaskiem. Zapanował szum. Do środka wdarł się wiatr. Coś latało w powietrzu, przemieszczało się z miejsca na miejsce. Blask powoli ustawał, a ostatnie trzasku ucichły. Ostatnia zamknęła się komoda, obok schodów. Justine patrzyła z otwartą buzią.
- To tylko sztuczka kochanie. - uśmiechnęła się starsza siostra - Chodź.
Weszli do ogromnego pokoju, który zapewne był jadalnią, a to dlatego, że znajdował się tutaj duży, ciemnobrązowy stół  z wieloma książkami. Usiedli przy nim, a Louis i Niall weszli do pomieszczenia obok by przygotować coś do picia. Justine uśmiechała się na samą myśl, co też oni mogą przygotować. Była tak strasznie podekscytowana. Przez całe życie pragnęła przeżyć coś niezwykłego i teraz to się dzieje. Wiedziała, że jest kimś więcej niż tylko zwykłą dziewczyną, że jej życie jest niezwykłe, że uczyni coś, czego nie zrobi nikt więcej. Teraz czuła to samo, ale jeszcze bardziej i była z tego dumna. Jednocześnie bała się bardziej niż wtedy, gdy były to tylko marzenia i próby podbudowania własnych ambicji. A może to tylko jedynie sen ? Zaraz wybudzi się i będzie pragnęła, by znów tu wrócić. Ale czy było by warto ? Do świata, który za wszelką cenę, chcę ją zniszczyć ? Do kogoś kto pragnie jej cierpienia ? Lecz jeśli jest komuś potrzeba, jeśli inni nie poradzą sobie bez niej, zawiedzie ich. Jej matka mówiła, że tak wielu już zginęło i zginie jeszcze więcej. Ona nie może do tego dopuścić. Przecież nie pozwoli by inni ginęli, gdy ona stchórzy i się podda.
- Trochę tu zimno Harry - Kate spojrzała na siedzącego na przeciwko chłopca i na kominek
Wstał i podszedł do niego. Zaczął nakładać leżące obok drewno i wstał patrząc na nie.
- Co chcesz wiedzieć ? - spytała spoglądając na Justine
- Wszystko ! - w kominku buchnęły płomienie

Siemka ! 
Przepraszam, że tak dawno nie dodawałem rozdziału, ale nie miałem czasu.... Przepraszam :)
Mam nadzieję, że ten, chociaż krótki, spodoba się wam. xD
Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ^_^

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 5 : "Please stop..."

Podniosła głowę i odruchowo odsunęła się do tyłu. Stał przede nią wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Spod jasnych, tłustych włosów okalających spocone czoło, jaśniały cudowne niebieskie oczy, skrywające zło jakiego dopuścił się niewątpliwie ten człowiek. Był dużo wyższy od Justine. Uśmiechał się szyderczo i przenikliwie przyglądał się dziewczynie. Mimo że był oprawcą jej matki, stwierdziła że jest nieziemsko przystojny. Nerwy i strach toczyły batalię w niewielkim ciele Justine. Nie wiedziała co zrobić. Jeśli spróbuje uciec lub choć przesunąć się do tyłu, ogromna ręką mężczyzny i tak ją złapię. Ale co ma zrobić ? Lepsza kiepska próba niż bezczynne siedzenie w miejscu, które nie przyniesie żadnych efektów. Nie czuła bólu. Nawet zapomniała o ranie na ramieniu. Mężczyzna zbliżył się jeszcze na krok. Justine poderwała się na równe nogi i zaczęła biec. Uciekała i ku jej zdziwieniu zauważyła że nikt za nią nie biegnie. Słyszała tylko cichnący śmieszek.
- Brać ją ! - powiedział poważniejąc i patrząc na cienie czające się gdzieś w oddali.
Justine biegła dalej nie zważając na słowa mężczyzny. "Uciekaj !" - słyszała odbijające się w głowie słowa matki. Nagle stało się coś dziwnego. Tuż przed nią z małej "kropelki" czerni zmaterializował się cień. Zatrzymała się tuż przed nim. Stanęła w miejscu i skręciła zaczynając biec w bok. Biegła i pojawiały się kolejne czarne postacie. Czuła jak rośnie w niej panika. Biegła między drzewami. Cienie wyprzedzały ją i szeptały między sobą. Spojrzała za siebie. Tak okropnie się bała. Jej oddech szalał, a serce wcale nie było mu dłużne. Słyszała jak szybko bije. To wszystko było tak cholernie nieprawdopodobne. Marzyła aby ten sen wreszcie się skończył. Uderzyła w coś i odbijając się upadła na ziemię. Stał przed nią ten sam jasnowłosy mężczyzna. Tym razem śmiał się znacznie głośniej.
- Myślałaś że uciekniesz ? - odezwał się przybierając spokojną minę - Głupia... - odwrócił się i popatrzył za siebie jakby oczekiwał, że nadejdzie ktoś jeszcze - Nam nikt nie ucieknie. - uśmiechnął się spoglądając prosto w oczy dziewczyny - Nawet nie próbuj. Nie radzę. - uśmiechał się uroczo.
Justine nie miała zamiaru go słuchać. Poderwała się i nim zdążyła postawić jeden krok, poczuła przeraźliwy ból na środku pleców. Rozpływał się po całym ciele, powodując niewyobrażalne cierpienie. Wszystko co czuła do tej pory ustąpiło miejsca bólowi. Nigdy nie czuła nic okropniejszego. Mężczyzna oderwał rękę od dziewczyny i ból ustąpił. Wiła się, płakała i wrzeszczała. Popatrzyła na niego i ból znów przeszył całe ciało. Tym razem był bardziej okropniejszy i nie ustawał. Zdawało się, że łamie w niej każdą kość i miażdży od środka. Znów powoli ustawał. Uspakajała się. Łkanie stawało się coraz cichsze. Patrzyła na stojące wokół cienie.
- Liczyłem na coś więcej dziewczynko. - zaśmiał się przewracając ją nogą na bok. Z jej ramienia lała się krew. Tętniło i powodowało ból, który wydawał się malutkim ukłuciem przy tym co czuła przed chwilą. Oddychała ciężko i patrzyła na mężczyznę. - Będziesz grzeczna ? - nie miała siły odpowiedzieć. Kolejna porcja bólu przeszyła jej ciało. Poczuła jak pali ją od środka. Krzyczała, a krzyk stawał się przytłumiony. Odlatywała. Czuła że już nie może. Pragnęła końca, ale on wcale jej nie słuchał. Dławiła się. Przenikliwe cierpienie trawiło powoli jej świadomość. Odchodziła od zmysłów. Dotknął krwawiącego ramienia, które buchnęło krwią. Zawyła. Nie miała siły krzyczeć. Rozdzierało jej ciało. Miała nadzieję, że to już koniec, że tak właśnie wygląda śmierć. Pragnęła jej jak nigdy przedtem. Chciała umrzeć. Ból powoli ustawał. Leżała zalana łzami z głową w błocie. We włosach miała pełno liści. Nie miała siły się poruszyć. Cała drżała. Powoli odzyskiwała resztki sił. Przewróciła się gwałtownie na bok. Oddychała głęboko, starając się powstrzymać płacz. Pluła krwią. Każda cząsteczka jej ciała wydawała się być zmiażdżona. Mężczyzna obszedł dookoła i przykucnął przy jej twarzy. Podniósł brodę w górę i uśmiechnął się do łkającej dziewczyny.
 - A teraz będziesz grzeczna ? - tak strasznie się bała. Mężczyzna był coraz bardziej podirytowany. - Odpowiedz ! - był wściekły.
Justine zebrała w sobie resztę powracających sił.
- Proszę... Proszę... - patrzyła na niego błagalnym wzrokiem ze łzami w oczach
Zaśmiał się i puścił jej brodę.
- To był dopiero początek i nie zmuszaj mnie, abym pokazywał ci więcej. - podszedł bliżej i poważnym wzrokiem spojrzał na leżącą na ziemi Justine - Ale nie ciesz się. Gdybym mógł już bym cię wykończył, ale jesteś kimś ważnym i sam Pan Oliver się tobą zajmie. - uśmiechnął się - Już nie mogę doczekać się jak zobaczę cię w jego rękach. On umie zając się takimi jak ty. A szczególnie wyjątkową osóbką jak ty kochanie. Aż nie mogę się doczekać widoku jak zdychasz. - zacierał ręce i chodził wokół dziewczyny - Przez ciebie zginęła cała moja rodzina. To w twojej obronie stanęła moja matka i ukochana żona. - załkał - Bo cię chroniły suko ! - pociągnął ją za włosy, płakała - To przez ciebie codziennie ginie tylu ludzi. Bo wierzą w przepowiednie. Wierzą w stare brednie i przeciwstawiają się jasnemu planowi Pana. Gdyby cię teraz widzieli... - kpiąco popatrzył na Justine - Wybawczyni w której posiadali tak wielkie nadzieje, która miała władać tak wielką mocą, leży i wyje z bólu. Nie wstyd ci ? - zaśmiał się - Wiedziałem, że te przepowiednie to tylko jedna wielka brednia. Bo nikt ! Nikt nie jest wspanialszy od samego Pana Oliviera, rozumiesz ? Postawili sobie ciebie jako przykład. Ginęli tysiącami wierząc, że im pomożesz, że giną w słusznej sprawie, a ty nic. Jesteś nikim rozumiesz ? - parsknął - Liczyłem na coś lepszego...Na jakąś wielką bitwę, albo jakikolwiek opór. Nawet miałem nadzieję, że zginę w słusznej sprawie i zostanę hojnie nagrodzony w zaświatach. A ty nie stawiasz żadnego oporu... Jesteś taka słaba. - zakpił - Obserwowaliśmy cię tyle lat. Gdy byłaś mała wydawało się, że coś z przepowiedni ma sens. Wykazywałaś pewne predyspozycje, ale teraz ? Wykończył by cię byle sługus. I ciebie śmią nazywać wybawczynią ? - zaśmiał się głośno - Nie jesteś więcej warta niż ta twoja szmatława matka. Zginiesz jak ona i jej chore wyobrażenia. Teraz wstydzi się za ciebie widząc jak umierasz. A tak się upierała, że jeszcze nam pokażesz, że nadejdzie dzień w którym wszystko się zmieni. Była równie głupia jak ty. - śmiał się coraz głośniej - Marzyłem o dniu w którym przerwie granicę i da nam dostęp do ciebie i stało się. Czar prysnął. Ochronne zaklęcie zupełnie się zatraciło. Poświęciła niepowodzenie po to, by pomóc ci uciec. Wiedziała, że prędzej czy później i tak uda nam się je przełamać. I stało się ! Dzisiaj byliśmy gotowi. W sumie sam zastanawiam się jak udało jej się uciec i cię ostrzec... Najważniejsze, że już na nic nie jest nam potrzebna. - stanął przed jej twarzą. Pochylił się i pocałował w czoło powodując okropny ból. - Teraz już nikt ci nie pomoże. - buchnął przeraźliwym śmiechem.
Nagle śmiech ucichł. Słychać było świst. Justine poczuła, że to jeszcze nie koniec. Że jeszcze nie wszystko stracone. Poczuła czyjąś obecność. Kula niebieskiego światła rozpromieniała okolice mknąc w stronę potężnego mężczyzny. Jej światło było niewinne, kojące. Mknęła z ogromną prędkością z ciemnego zakamarka parku. Mężczyzna wyciągnął z pochwy jaśniejący w blasku miecz i odbił zmierzającą wprost kulę światła. Miecz najzwyczajniej w świecie ją rozbił i pochłonął resztę światła jaśniejąc na niebiesko. Pojawiły się kolejne kule. Wokół aż drżało. Każda kula emitowała dźwięk, który przypominał brzmienie trzeszczącego ładunku elektrycznego. Miecz świstał w powietrzu odbijając kule. Posługiwał się nim całkiem zgrabnie. Justine patrzyła ze zdziwieniem na całą sytuację. Cienie stanęły w obronie mężczyzny. Biegły w stronę z której wydobywał się ogień. Trwało to dosłownie kilka sekund. Płomienie pojawiały się coraz bliżej. W końcu zauważyła niewyraźną postać biegnącego Harrego. Z jego rąk wylatywały dziwne kule, które uderzały w broniącego się mężczyznę. Cienie wyszły z ukrycia. Stały na samym środku. Jakby znikąd wraz ze smugą światła pojawił się Liam, Louise i Zayn. Przemieszczali się tam i z powrotem, niszcząc cienie, wiązkami różnokolorowego światła. Nagle wszystko ustało. Harry stanął naprzeciw patrzącego nań gniewnie mężczyzny. Schował miecz i uśmiechnął się szyderczo do Harrego. Zrobił nieokreślony gest i zacierając ręce wyrzucił w stronę chłopaka wiązkę światła, którą Zayn odbił jednym ruchem ręki. Po prostu machnął, a ona  zatrzymała się, trzymana przez połyskującą niewyraźnym jasnym światłem tarczę.
- Widzę że znowu się spotykamy ! - zaśmiał się mężczyzna
- Co jej zrobiłeś ?! - Harry płonął gniewem - Zapłacisz mi za to !
- Ma to na co sobie zasłużyła. - popatrzył najspokojniej na świecie
Za Harrym stała cała gwardia. Pojawiało się więcej cieni.
- Nie uda wam się nic na to poradzić i dobrze o tym wiecie. - zaśmiał się mężczyzna - Zginie, a Pan Oliver wygra. Możecie zginąć, albo przyłączyć się do nas. Wybierajcie...
- Giń szmato ! - wykrzyczał wściekły Harry i wyrzucił wiązkę niebieskiego ognia.
Zaczęła się bitwa. Dwie wiązki światła biły się o przewagę. Szala wciąż przechodziła na stronę innego zwycięzcy. Chłopcy walczyli z cieniami. Nagle tuż przy Justine pojawił się blondyn. Podniósł głowę dziewczyny do góry i przytulił mocno do siebie. Zaczął płakać...
- Tak mi przykro Justine... - zniknęli i pojawili się kilka metrów dalej, gdzie nie dosięgały ich kule magicznego ognia. To było przerażające przeżycie. Justine wytrzeszczyła oczy. W jednej sekundzie przemieścili się między drzewami i oglądali walkę z zupełnie innego miejsca.
- Jesteś już bezpieczna kochanie... Tak bardzo cię przepraszamy... - popatrzył na rękę dziewczyny i spływającą po niej krew.
Justine spoglądała na Harrego, widziała jedynie niewyraźne niebieskie światło. Popatrzyła w niebieskie, pełne smutku oczy Irlandczyka, który dotykał jej ramienia. Ściągnął ubranie Justine. Dziewczyna zasyczała z bólu. Jego oczy były pełne współczucia. Dotknął delikatnie rany, która zaczęła piec. Z jego palców bił kojący blask. Rana zniknęła. Ze łzami popatrzył na Justine i mocno ją przytulił. Pocałował ją w czoło. Wszelki ból przestał istnieć. Ten chłopak niósł ze sobą spokój, miłość, która nie tylko koiła rany zewnętrzne, ale i dawała spokój. Pocałował ją w czoło. Dotknął ręką jej brzucha. Światło objęło całą Justine. Poczuła przyjemne łaskotanie i ból ustał. Poczuła jak wraca utracona energia. Popatrzyła na Nialla, który klęczał obok niej i rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję... - przytuliła go najmocniej jak mogła - Tak bardzo ci dziękuję... Nawet nie wiesz i..
- Wiem. - uśmiechnął się przez łzy - Wiem co czujesz Justine. Masz siły by wstać ? Musimy uciekać !
Nagle wokół rozległ się ogromny huk. Niebieskie światło zwyciężyło. Nastała cisza. Spojrzeli w stronę mężczyzny. Opadał na ziemię stękając. Wokół zaczął wiać silny wiatr. Robiło się przeraźliwie zimno.
- Uciekajcie ! - wykrzyczał Harry
Niall złapał Justine za rękę. Nagle Justin zdawało się, że współistnieją z powietrzem, że tworzą jedność. Płynęli z wiatrem, przenosili się z nieokreśloną prędkością, zaginając wszelkie wyobrażenia. Wszystko było tak niewyraźne, przemijało tak szybko. Gonił ich ogień. Przerażający palący wszystko ogień, starał się za wszelką cenę dosięgnąć Justine. Stanęli w miejscu. Dziewczyna prawie wywróciła się do przodu, na szczęście Niall zdążył w porę ją złapać. Nie przywykła do tego typu przemieszczania się. Stali na drodze wiodącej dookoła parku. Patrzyli na niego. Rozejrzała się wokół. Ogień mknął wprost na nich. Zayn, Louis, Harry, Liam, Niall i Justine chwycili się za ręce. Justine drżała ze strachu. Ścisnęła mocniej dłoń blondyna. Ogień dotarł do końca parku i huknął przerażająco. Justine otworzyła oczy ze zdumienia. Ogień cofnął się do środka parku z zadziwiającą prędkością i jak wessany przez odkurzacz zniknął wraz ze wszystkimi zniszczeniami we wnętrzu czarnej dziury. Dziewczyna puściła dłoń Nialla. Wokół było spokojnie. Zupełnie jakby nic się nie stało. W parku panowała cisza. Nikt niczego nie zauważył. Wszystko było jak przedtem. Odwróciła się do chłopaków i zmierzyła ich gniewnie wzrokiem.
- Może ktoś mi wytłumaczy o co tutaj chodzi ! - wykrzyczała

Siemka !
Dziękuję że czytacie i komentujecie... Mam nadzieję, że wam się podoba xD
Mam nadzieję, że szybko uda mi się dodać następny. 
Do kolejnego rozdziału !

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 4 : "When the darknes comes"

Minęła kolejna lekcja i następna. Wszyscy byli dzisiaj tacy mili. Zmiana wyglądu na pewno pomogła Justine. Wiedziała jedno, że jej przyjaciele nie są z nią tylko dlatego, że dobrze się ubiera, czy budzi zachwyt. Poznali ją gdy wyglądała zupełnie inaczej i polubili taką jaka była. Ten niewielki szczegół to tylko malutkie uproszczenie wszystkiego. Na dłuższą metę i tak nic nie da. Bo wiecie najpiękniejsza jest droga, a nie sam cel jak powiadają. I taka jest prawda. Gdy już coś mamy nie doceniamy tego jak wtedy gdy to chcieliśmy dostać, gdy zdobywaliśmy. Dlatego też, aby nie było nudno każdy wyznacza sobie nowy cel. Ludzi już nie dziwił inny image Justine, choć niektórzy wciąż dopatrywali się w niej nowej koleżanki. Tak nie było. Mimo że powłoka trochę się zmieniła, wnętrze pozostało nietknięte. Wciąż była silna, ale nie zdawała sobie sprawy że jej życiowa siła znów zostanie wystawiona na próbę. Czuła się zupełnie odmieniona. W pobliżu swoich klasowych rodzynków była swobodna i miała nieograniczone poczucie że nic jej nie zagraża. To nie jedyne co zastanawiało Justine. Gdy widziała innych ludzi czuła jacy są. Z nimi było zupełnie inaczej. Nie czuła zupełnie nic. Wyjątkiem był Harry, który sprawiał, że jej serce stawało się gorące. Choćby nie wiem jak chciała opanować myśli o nim, nie potrafiła. Był pierwszym człowiekiem w jej nowym życiu, który podszedł i coś powiedział. Od niego zaczęło się to wszystko. Gdy zatopiła się w jego zielonych oczach wszystko co było kiedyś, zupełnie przeminęło. Zniknęły myśli które kiedyś ją dręczyły, a rany po nich wypełniła dziwna radość. Zagoił się smutek i rozpacz, a obrazy które kiedyś dręczyły ją całymi nocami rozpadły się w drobny mak. To właśnie robił z nią Harry i cała reszta. Powodowali że nie wiedziała co myśleć o samej sobie. Jakiś głos wewnątrz kazał jej uciekać. Coś mówiło jej że wkrótce wpakuje się w niezłe bagno. Jak zwykli mawiać "To wszystko to tylko cisza przed burzą"...

Koniec lekcji. Minął ostatni wuef. Wyszła ze szkoły z grupą koleżanek. Było chłodno. Wiał lodowaty wiatr. Przeszły przez bramę wiodącą do szkoły. Rozmawiały roześmiane. Znów musiała iść sama. Nikt nie szedł na ten sam przystanek co ona. Strasznie tego nie lubiła. Tym bardziej, że z tygodnia na tydzień robiło się coraz ciemniej. Tego wieczora było już prawie zupełnie ciemno. Całe niebo przesłaniały gęste, deszczowe chmury. Nie padało. Dziewczyny się rozeszły. Zanim skończyły plotkować, zrobiło się jeszcze ciemniej. Popatrzyła na zegarek. Zostało jej jeszcze kilka minut. Znów musiała przejść obok tego wstrętnego parku. W dzień wyglądał pięknie, ale w nocy budził najgorsze wyobrażenia. Ruszyła spokojnym krokiem i szła nie oglądając się za siebie. Zawsze bała się, że jak spojrzy w tył kogoś tam zobaczy. Przybrała zupełnie obojętną minę, nie zdradzając swoich emocji. Sięgnęła do bocznej kieszonki swojego plecaka i wyciągnęła białe słuchawki. Starała się je włożyć do ucha, gdy usłyszała czyjeś kroki. Zamarła. Poczuła szarpnięcie. Ktoś wydarł jej plecak zawieszony na lewym ramieniu. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła zakapturzonego napastnika. Wyrwał plecak i biegł drogą w głąb parku. Miała tam wszystkie pieniądze, telefon, bilet i książki. Ruszyła za nim. Co sił w nogach starała się dogonić zamaskowanego sprawcę. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Utrudzone trzeba godzinami biegania i gry dawały do zrozumienia że dalej nie pobiegną. Adrenalina sprawiała jednak, że wszystko traciło na znaczeniu. Biegła dalej starając się opanować szalejący oddech. Jednak mężczyzna był coraz dalej, aż w końcu zniknął za zakrętem. Zniknął dosłownie i w przenośni. Sama nie wierzyła własnym oczom. Wybiegła na rozdroże kilku wybrukowanych dróżek i spojrzała na boki. Drogi ciągnęły się ku wyjściu z parku lub gdzieś dalej w jego głąb. Nikogo na nich nie było. Dookoła zupełna pustka i cisza. W oddali słychać tylko przejeżdżające ulicami samochody. Kilka latarni rozświetla mroczne tereny parku. Nie miała sił. Co teraz zrobi ? Jest zupełnie bezsilna. Od domu dzieli ją pół miasta. Co powie Kate ? Jak mogła być tak bezmyślna i dać się okraść. Usiadła na ławce i zaczęła płakać. Opadające emocje sprawiły, że poczuła ból. Jej ramie pulsowało. Spojrzała na nie. Na rękawie była krew. Poderwała do góry kawałek materiału i zawyła z bólu. Gdy nieznany mężczyzna wyrywał jej plecak, wyrwał ramię i kość, która przebiła skórę. Adrenalina tłumiła ból, ale teraz... Rozpłakała się z bezsilności. Była taka słaba. Podniosła się z miejsca. Nie miała niczego co pomogło by jej zatamować krwotok. Do tego złamanie było w tak okropnym miejscu. Wpadła na pewien pomysł. Opanowała nerwy i spróbowała zdjąć kurtkę. To nie najlepszy sposób, ale jedyny który przychodził jej do głowy. Nie miała czasu. Wiedziała jedno, że na pewno nie chcę wykrwawić się na środku parku. Zacisnęła zęby i delikatnie ściągnęła ciemną kurtkę. Pomagając sobie zębami i owijając zdrową ręką, zacisnęła węzeł powyżej rany. Była z siebie dumna. Bolało coraz okropniej. Czuła jak opada z sił. Nie chciała się poddać, nie teraz. Czuła, że zaraz zemdleje. Szła dalej. Zakręciło jej się w głowie. Usiadła na chwilę wciągając powoli powietrze i uspakajając nerwy. Oddychała starając się w całej tej sytuacji znaleźć jakieś wyjście, coś co dało by jej choć trochę oparcia i radości. Przypomniała sobie zieleń oczu Harrego. Zobaczyła go w swoich myślach. Poczuła radość. Smutek znów odszedł. Poczuła się silniejsza. Schyliła na chwilę głowę i wciągnęła zimne powietrze. Zrobiło się wyjątkowo zimno. W ciągu kilku sekund powietrze było na tyle zimne, że z ust Justine wylatywała para. Podniosła głowę. Światła dziwnie migały. Wiatr ucichł. Panowała cisza. Przerażająca cisza. Coś spowodowało że Justine przeszedł okropny dreszcz. Już kiedyś to czuła. Kiedyś tutaj była. Obraz ze snu przeszył jej głowę. Tak była tutaj we śnie. Nie pamiętała co się działo. Wiedziała jedynie że na pewno nie było to nic dobrego. Jedynie skrawki niewyraźnego obrazu... to wszystko co kojarzyło się z tym miejscem, a jednak powodowało w niej takie przerażenie, że jej wewnętrzny głos krzyczał by uciekała. Był coraz głośniejszy, coraz silniejszy, ale stłumiony.
- Uciekaj ! - usłyszała niosący się echem dookoła, kobiecy głos
Przeszył ją jeszcze większy strach. Światło zamigotało i nim zdążyła mrugnąć stała przed nią kobieta. Pojawiła się znikąd. Miała na sobie ubrania, których nikt nie nosił od kilku lat. Stała i patrzyła na Justine. Mierzyła ją dziwnym wzrokiem. Była niemniej przerażona niż dziewczyna. Choć tak okropnie się bała, nie czuła że kobieta coś może jej zrobić. Spojrzała w jej oczy i poczuła smutek, radość, gniew i ogromny strach. Jednak była pewna, że to nie o nią tutaj chodzi. Ten ktoś nie chcę jej nic zrobić.
- Uciekaj...- wyszeptała drżącym głosem - Uciekaj ! - wykrzyczała nie widząc reakcji dziewczyny
- Ale... - próbowała coś z siebie wykrztusić, głos jej się łamał
- Oni tutaj idą...- zamyśliła się i popatrzyła na ziemię i w oczy dziewczyny - Tak zaraz tutaj będą... Uciekaj ! - rzuciła z pretensją widząc, że dziewczyna dalej tutaj stoi i klapnęła ją w ramię. Justine krzyknęła z bólu. - Kto ci to zrobił ? Tak to oni ! Oni już tu są ! UCIEKAJ !!! - w jej głosie zabrzmiał taki ból, że Justine nie wiedziała która z nich teraz cierpi bardziej, ona czy stojąca przed nią kobieta.
- Jacy oni ? Kto tutaj idzie ? Co tu się dzieje ? - poczuła głupią furię, która chciała wyrwać się na zewnątrz
- Nie pora na zastanawiania Justine ! Uciekaj natychmiast ! Słyszysz !?! UCIEKAJ STĄD ! - rozpłakała się patrząc dziewczynie w oczy. Justine poczuła jakby przeszył ją miecz. Popatrzyła na płaczącą kobietę, która schyliła głowę. Poczuła jak po policzku spływają jej łzy. Dotknęła brody kobiety i podniosła ją w górę. Popatrzyła prosto w rozpłakane oczy. Dopiero teraz zauważyła, że wygląda zupełnie jak jej siostra. Niższa i starsza wersja jej siostry.
- Kim ty...? - nie potrzebowała odpowiedzi. Jej wewnętrzny wzrok wszedł do środka umysłu kobiety. Widziała palące się wioski. Mężczyznę w białej szacie stojącego na balkonie najwspanialszego zamku jaki kiedykolwiek widziała. Spoglądał na płonące pod nim miasto. Widziała wiele bólu, bitew, dziwne postacie, wiele nieznanych sobie zwierząt. Wielką księgę. Poród i małe dziecko. Księga błysnęła przeraźliwym blaskiem, który ją spalił i wpadł w niewielkie, płaczącą niemowlę. Widziała tam... Widziała swoją starszą siostrę, która płakała. Porywali tą samą kobietę, która teraz stała przed nią. Ciągnęli ją za ręce przez drzwi. Podeszli do małej płaczącej dziewczynki. Nie miała więcej niż pięć lat. To była jej siostra, była tego pewna. Trzymała na rękach maleństwo. Kobieta zapłonęła gniewem. Justine dokładnie poczuła to uczucie. Jeszcze nigdy nie doznała czegoś okropniejszego. Wyrwała się strażnikom. Podbiegła do dziewczynek i pocałowała w czoło. Zamknęła oczy. Zniknęły. Rozpłynęły się. Potem widziała więzienie. Warunki gorsze niż śmierć. Czuła ból, przerażający ból. Wiedziała, że kobieta poświęciła dzieciom swoje życie. Wydała się na życie gorsze od tortur. Na ból który nigdy nie ustaje. To gorsze niż śmierć. Śmierć jest słodkim wybawieniem dla tego kogo Biały Pan zechcę oszczędzić. Jego parszywa uśmiechnięta buźka. Wokół pełno sługusów. Całe mnóstwo okropieństw, które czynił... Justine płakała. Nie wiedziała ile to trwało, ale poczuła ulgę gdy wróciła. Rzuciła się na szyję kobiety i płakała jak nigdy przedtem.
- Dziękuję... Dziękuje mamo... - wykrztusiła. Była pewna. To jej matka. Przepełniała ją nieogarnięta rozpacz i duma.
- Uciekaj... - wyszeptała kobieta - Uciekaj bo czeka cię los o wiele gorszy niż mój Justine. Nie chciałam tego dla ciebie dziecko, ale przepowiednia mówi że... - przerwała na chwilę - Proszę cię idź już! - odepchnęła dziewczynę od siebie.
Wreszcie poznała tą za którą tak tęskniła. Osobę którą tak kochała, ale jej nie było. Myślała jak mogłaby wyglądać. I wyglądała... Jak Kate, czyli tak jak ją sobie wyobraziła. Jaki ogrom spadł na to małe dziecko... Pomyślała o siostrze i poczuła ciężar który spoczywał na jej barkach przez tyle lat.
- Chodź ze mną. - wzięła ciepłą i poranioną dłoń kobiety.
- Nie, nie mogę pójść. - uśmiechnęła się przez łzy
- Uciekaj drogie dziecko zanim możesz. Zanim Oliver cię dopadnie. Ty jedna możesz to powstrzymać, ale jeszcze nie teraz. Proszę cię uciekaj. - patrzyła błagalnie
- Ale dlaczego ? - załkała gorzko
- To nie czas na wyjaśnienia. Wszystkiego dowiesz się wkrótce. Każda sekunda jest cenniejsza niż miliardy cen złota. Nie trać ich kochanie ! Uciekaj zanim możesz. - kobieta wcale nie żartowała. Zawsze myślała, że gdy wreszcie spotka swoją matkę to powie jej w twarz jak bardzo ją zraniła, jak bardzo nienawidzi ją za to co zrobiła Kate. Nigdy nie przypuszczała, że to tak się potoczy.
- Proszę cię chodź ze mną... - nie chciała jej znów stracić. Miała tyle pytań.
Nagle światła zamigotały. Rozległ się grom. Powietrze zadrżało. Lampy zgasły.
- Zaczęło się ! KATE UCIEKAJ ! - kobieta odwróciła się za siebie
Było okropnie zimno. Ogromna czarna dziura tworzyła się kilka metrów przed Kate. Ze środka wiał przeraźliwy wiatr. Słychać było krzyki i wycia. Wylazły z niej dwie czarne postacie i obleśny typek. Wiatr ustawał, a dziura zamknęła się z hukiem. Justine stała jak wmurowana.
- Brać ją ! - krzyknął wskazując na kobietę. W powietrzu świsnął nóż. Leciał prosto w stronę kobiety. Czas zatrzymał się na chwilę w miejscu. Mknął i prawie się zatrzymał. Leciał coraz wolniej. To było jedynie złudzenie... Choć Justine starała się coś zrobić, była bezsilna. Nóż znów kierował się w stronę jej matki z pierwotną prędkością. Uderzył w kobietę. Stęknęła i osunęła się na nogach.
- NIEEEEE !!!!!!! - wrzasnęła Justine a świat zadrżał od jej krzyku. Podbiegła do matki i podniosła jej głowę. Patrzyła jej w oczy i płakała. Były pełne spokoju i współczucia. - Przepraszam... będziesz żyła. - popatrzyła na tkwiący w piersi nóż i kałużę krwi - Nic się nie stało, jesteś silna musisz żyć. Nie możesz umrzeć.
- Justine... - wyjąkała ostatkami sił - Nie płacz. Nic się nie stało. Wiele ludzi zginęło, byś mogła żyć. I wielu zginie jeśli będzie taka potrzeba. - dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, to wszystko zbyt bardzo ją przytłoczyło - Nic mi nie będzie dziecinko, nie płacz. - z oczu matki popłynął strumień łez - Bądź silna.
- Mamo nie umrzesz ! Nie pozwolę.
- Nie przeciwstawiaj się temu co nieuniknione dziecko, ale walcz o to na co masz wpływ. - uśmiechnęła się - Jestem z ciebie dumna. Teraz uciekaj drogie dziecko ! Ucieka bo spotka cię los gorszy od śmierci.
Matka zamykała oczy. Justine czuła jak ulatuje z niej życie, jak odpływa.
- Mamo... - wyłkała
- Jestem z ciebie taka dumna... - powtórzyła - Kocham cię Justine i pamiętaj zawsze będę cię chronić... - jej oczy się zamknęły. Przytuliła twarz matki do swojej i płakała. Zapomniała o wszystkim, zapomniała o całym świecie. Spojrzała na matkę. Ledwo ją poznała... Jej ciało zajaśniało. Płonęło niezliczonymi ognikami niebieskiego ognia, które rozlatywały się i rozpływały we wszystkich kierunkach. Było ich coraz więcej, aż... Zniknęła. Jej ciało przeniosło się stąd do tamtego świata.
Justine klęczała i płakała bezsilna ze swojej sytuacji. Nagle poderwała się na równe nogi. Miała uciekać. Nie była sama. Zmarnowała tyle czasu.
- A kogóż my tu mamy ? - usłyszała obok szyderczy śmieszek.

Jest i kolejny rozdział. :D
 Nie wiem czy udany, ale ocena należy do was. Napisany był dosyć szybko, więc spodziewam się, że spotkaliście się z wieloma błędami. Mam nadzieje, ze wkrótce uda mi się coś jeszcze poprawić. Dziękuję za komentarze i za to, ze czytacie. 
Do następnego ! ♥

Rozdział 3 : "If these wings could fly"

Mijał dzień za dniem. Każdy z nich stawał się coraz krótszy, a aura coraz mroczniejsza. Choć czasem zdarzały się przebłyski słonecznego blasku, jasność ustępowała szarości. Robiło się coraz chłodniej. Nikt nie odważył się założyć krótkich spodni, czy wyjść bez kurtki. Padało coraz częściej. Dni stawały się monotonne. Idealna pogoda by popaść w doła i na dodatek się rozchorować. Justine szła chodnikiem słuchając swojej ulubionej piosenki. Spod ciemnego kaptura kurtki, wystawały niesforne, brązowe loki. Uśmiechała się idąc pomiędzy spadającymi i rozbryzgującymi się na ziemi kroplami deszczu. Było wyjątkowo ponuro, a mimo to dziewczyna czuła się wyjątkowo szczęśliwa. Szła powoli nie zważając na czas i wdychając chłodne, ożywcze powietrze. Minęła kolejny budynek i powiew zimnego wiatru zmusił ją, by głębiej wepchnęła ręce do kieszeni długiej prawie po kolana kurtki. Mimo tego nadal czuła się jakby frunęła niesiona swoim szczęściem. Dookoła pełno biegnących gdzieś ludzi. Wszyscy śpieszą się jakby za sekundę miało skończyć się ich życie, jakby uciekali przed czymś nieuniknionym. Dzisiejszy świat jest zbyt zabiegany. Nie ma czasu na litość, czy jakąkolwiek empatie. Przyzwyczailiśmy się do bólu, smutku, samotności. Chyba nie potrafilibyśmy bez nich żyć. Media dbają o to by dostarczać nam kolejną porcję "nowego zła". Jakie to w dzisiejszym świecie oczywiste. Zło jest na porządku dziennym. Jesteśmy nim tak przesiąknięci, że w ogóle nie zauważamy tego co dobre. Ale co to jest zło jak właśnie nie brak dobra, brak wewnętrznego szczęścia z najprostszych rzeczy. To właśnie to szczęście dodawało Justine skrzydeł. Cieszyła się, że wreszcie uciekła od tamtego życia i poznała nowych wspaniałych ludzi. Choć na początku była okropnie przygnębiona, teraz stało się jasne, że zupełnie niesłusznie. Z każdym mijającym dniem poznawała swoją klasę coraz lepiej i czuła, że wreszcie poznała kogoś, kto nie ocenia jej za wygląd, ale lubi ją taką jaka jest. Wszyscy byli tacy radośni, pełni optymizmu i energii. Po dwudniowej wycieczce za miasto okazało się, że łączyło ich jeszcze jedno - muzyka. Wreszcie czuła że żyje jak normalna nastolatka. Ma najwspanialszą na świecie klasę. Ci ludzie nie patrzą na nią jak na bezuczuciowy przedmiot. Rozmawia z nimi i nie czuje że kogoś nudzi sama jej obecność. Wygłupia się i bawi najlepiej na świecie z ludźmi, których zna od dwóch tygodni. Do tego poznała Harrego, Nialla, Zayna, Louisa, i Liama. Przy nich nie czuje się brzydka. W ogóle nie myśli o swoim wyglądzie, nie patrzy na nich jak na kandydatów na mężów, ale jak na najlepszych przyjaciół. Czuje z nimi dziwną więź. Wydaje się jakby wszyscy tworzyli zgraną paczkę od lat, a poznali się pierwszego dnia nowej szkoły. Są jak bracia, których zawsze chciała mieć. Wreszcie czuje się bezpieczna. Głos ucichł, a dziwne sny i wszystko co do tej pory ją prześladowało - zniknęło. To znak, że nie warto było brać tych urojeń na poważnie. Od kilku dni śpiewają razem w domu Harrego. Jego mama mieszka niedaleko. Przy okazji to świetna okazja do spotkań klasowych, bo na próbę zwykle wpada kilka osób więcej. Wszyscy śpiewają i bawią się muzyką. To na prawdę świetne. Muzyka ma moc łączyć pokolenia, a na pewno połączyła ich klasę. Gdy byli na wycieczce, śpiewali, krzyczeli, grali przy ognisku dopóki nie stracili głosów. Następny dzień był dosyć cichy. Po całym wieczorze karaoke, gadaniu przez całą noc każdy ledwo mówił. Chrypka trzymała kilka dni, niektórzy nawet zdążyli się rozchorować. Na pewno nie pomógł w tym spacer na burzy. W planie było wyjście na "górkę", ale w połowie drogi spotkała ich niezła ulewa. Wrócili przemoknięci do suchej nitki. Było zabawnie. Nikt zbyt nie przejął się deszczem. Wręcz przeciwnie. Ale po kilku dniach przemoknięcie dało się we znaki. Jednak ten wyjazd, tance, zabawy, przedstawienia, dziwne pomysły, długie rozmowy i genialnie spędzony czas razem zaowocowały zjednoczeniem klasy. Czuli się jakby byli rodziną. Tego właśnie było trzeba Justine. To wszystko czego nie potrafiła określić słowami uczyniło ją niewyobrażalnie szczęśliwą. Szła ulicami znaną sobie drogą do szkoły i cieszyła się jak nigdy w swoim życiu. Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiała, że czuła dziwne podniecenie. Była ciekawa co powiedzą na zmianę jej wyglądu. W sobotę wybrała się z siostrą na małe zakupy. Kate zarobiła już nieco kasy, a dzięki temu awansowi całkiem nieźle szło z odbudowaniem domowego budżetu. To już trzecie miesiąc, a Kate za pieniądze z biura zdążyła kupić co nieco do domu i zostało na niewielkie zakupy i wizytę w salonie odnowy. Justine czuła się tam jak królowa. Obydwie z Kate na prawdę wspaniale się bawiły. Dawno nie spędziły ze sobą tyle godzin razem. Koleżanka Kate z pracy bardzo polecała im to miejsce bo dzięki temu że właścicielką salonu była jej ciotka, miały dostać małą zniżkę. Pobiegały razem po sklepach, poszły do kina i odpoczęły. Czas spędzony razem ze siostrą uskrzydlił Kate. Obydwie poczuły się dużo lepiej. Do tego Kate wyglądała jak bogini. Justine czuła się przy siostrze jak szara myszka. Ona była wysoka, chuda, miała cudowne, kręcone włosy, które nigdy nie potrafiła określić, były albo bardzo jasno brązowe albo ciemno blond. Była ucieleśnieniem piękna. Chłopcy zawsze się za nią oglądali. Do tego była tak cholernie mądra. Młodsza siostra często śmiała się gdy Kate powiedziała coś do niej swoimi mądrymi słowami. Może i nie było to śmieszne, ale niemoc odszyfrowania niektórych skomplikowanych myśli powodował u niej niepohamowany atak śmiechu. Zastanawiała się, czy Katherine sama wiedziała co mówi. Gdy Kate kazała jej coś zrobić mówiła do niej "Tak jest wasza mądrość" o co ta bardzo się wzburzała. Dzisiaj karty się odwróciły. Justine doznała całkowitej odmiany. Gdybyście ją wtedy widzieli... To już nie ta sama osoba. Wyszła odmieniona. Rozkwitła. Udało im się wydobyć jej wewnętrzne piękno. Niczym nie ustępowała swojej siostrze. Wyglądały prawie jak bliźniaczki. Szły przez galerię wzbudzając wszechobecny zachwyt mężczyzn i zazdrosny wzrok kobiet. Kate w dżinsowych rurkach, butach na obcasie i cudnej nowej bluzce z opadającymi do przodu lokami. Justine w czarnej, eleganckiej, krótkiej sukience i botkach. Jej włosy nie były czarne i zniszczone. Miały naturalny, kasztanowy odcień. Były lekko wyprostowane i opadały na twarz, zakrywając nieco podkreślone tuszem, zniewalająco niebieskie oczy i ciemne, krzaczaste, wyróżniające ją z tłumu brwi. Obydwie wyglądały zniewalająco. Wysokie, podobne, a jednocześnie tak różne od siebie osóbki, które przeżyły w swoim życiu więcej niż innym mogło by się zdawać. Usiadły w kawiarni i zajadały ciastko. Justine uśmiechała się jak nigdy dotąd. Podobała się sobie. Sama nie mogła w to uwierzyć. Spełniło się jej największe marzenie. Uśmiechała się promieniście. Miała taki cudowny uśmiech. Kilku wysokich mężczyzn spoglądało na obydwie siostry. Stwierdzając, że mówią o nich wybuchnęły śmiechem. To co kiedyś sprawiało ból zniknęło. Justine ta bardzo kochała swoją siostrę.

Po kilku minutach Justine była już w szkole. Wlekła się powoli, bo jej jedyny środek transportu przyjeżdżał prawie godzinę wcześniej. W inny dzień biegła przez kilka ulic by nie spóźnić się na lekcje. Uroki jazdy po dużym mieście. Kilka przesiadek, czekanie. Gdyby wysiadła gdzie indziej w najlepszym wypadku pogubiła by się w mieście i szukała drogi przez kilka dni. Na szczęście coraz lepiej szło jej zapoznawanie się z miastem. Było ogromne i zdawała sobie sprawę, że chyba nigdy do końca nie będzie wiedziała, gdzie tak dokładnie jest, ale udawało jej się nie gubić w drodze do szkoły i domu Harrego. Szła powoli obok niewielkiego parku. Spojrzała na drugą stronę ulicy i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zobaczyła Alex, kumpele ze swojej klasy. Szybko przebiegła przez pasy i ruszyła w stronę dziewczyny. Chwyciła ją za ramię i krzyknęła :
- Cześć ! - Alex prawie dostała zawału. Odskoczyła do przodu i odwracając się do Justine nie wiedziała o co chodzi.
- Czeeeść ?! - wytrzeszczyła oczy w zdumieniu. Nie wiedziała z kim rozmawia. Justine wyglądała trochę nieschludnie w długiej, przeciwdeszczowej kurtce, co mogło by być uznane za pamiątkę po starym, niezbyt schludnym stylu ubierania, ale dzisiaj miało zupełnie inne znaczenie. Chciała zrobić wrażenie i nie zmoknąć, ale nie chciało jej się nieść parasola, który w każdej chwili mógł wydąć się w drugą stronę. Nie spodziewała się jednak, ze ktoś może jej nie poznać. Trochę się zmieniła, no ale...
- No cześć Alex. Co tam ? - zaśmiała się patrząc na rozdziawioną buzię dziewczyny
- Justin ?! Co ty...? - zorientowała się że stoi przed nią z otwartą buzią i skarciła się w myślach - Wyglądasz nieziemsko Justine.
- Dzięki. Ty też. - uśmiechnęła się pokazując swoje białe ząbki
- No ale ty... Wow ! - zmierzyła dziewczynę z góry do dołu - Co ty zrobiłaś ze starą Justine ?! Oddawaj mi moją koleżankę !
- Stara Justine odeszła... - zrobiła ponurą minę - Ale przyszła nowa, która na pewno ci się spodoba. - uniosła delikatnie kąciki ust
- Mi się już podoba ! A co powie Harry ! - Justine aż zadrżała na samą myśl. Czuła się tak podekscytowana jak nigdy dotąd.
- Alex zatkaj się. - skarciła delikatnie koleżankę - Między nami nigdy nic nie było i nie będzie, i nie próbuj się czegoś doszukiwać w naszej przyjaźni. To tylko przyjaźń nic więcej, zakoduj to sobie w swojej głowie, ok ? - wypuściła zbędne powietrze
- No ok, ok... - zaśmiała się Alex - Ja i tak wiem swoje - powiedziała pod nosem
- Nie zaczynaj Alex ! - Justine uśmiechnęła się promieniście do koleżanki
- Na prawdę nie wiem jak ty... Jezu Justine jesteś taka piękna. Spróbuj jeszcze raz pomyśleć, że jesteś brzydka to kopnę cię w ten suchy zad ! - patrzyła na nią prawie tak podekscytowana jak sama Justine
- Dobra, ale bez takich. Nie jesteśmy już na wsi Alex... - wyszeptała po chichu jakby zdradzała jakąś tajemnicę i obydwie wybuchnęły śmiechem
Weszły do środka budynku. Z każdym krokiem Justine czuła rosnącą radość i strach, które eksplodowały gdy zobaczyła resztę klasy.
- Cześć wszystkim ! - wykrzyknęła ściągając kurtkę i poprawiając włosy.
Patrzyło na nią pół szkoły i większa część klasy. Szeroko otwarte oczy i zaciekawienie dawały dziewczynie satysfakcje z zamierzonego celu. Wywołała zdumienie. Szara myszka ze Szkocji, której nikt nie lubił, bo była dziwna przykuła wzrok całej szkoły. Wzrokiem szukała tego kogo najbardziej oczekiwała. Podeszła dalej i stanęła obok gapiącego się Harrego.
- Justine ?! - wytrzeszczył oczy Niall - Serio ?
- Tak serio Niall, a co nie poznajesz już kumpeli ? - zaśmiała się patrząc na zdziwionych kolegów
- Nie, nie... tylko... - ciągnął dalej
- Niezwykle dziś wyglądasz Justine Davis... niezwykle... - dokończył zauroczony Harry



Siemka ! 
Mam nadzieje, że chociaż trochę wam się podobało. 
Na razie nie dzieje się nic ciekawego, ale mam nadzieje, że w następnym rozdziale was zaciekawię. Pojawią się zupełnie nowe postacie i stanie się coś niezwykłego. Diametralnie zmieni się życie głównych bohaterów. :) 
Dziękuję że czytacie i komentujecie. ♥ KOCHAM WAS
Czytacie = Komentujcie ^_^
 Jeśli chcecie być informowani o następnych to piszcie w komentarzach. xD 

środa, 2 października 2013

Rozdział 2 : "Good Morning !"

Wokół panował gwar. Wszyscy rozmawiali, żartowali, śmiali się aż do płaczu. Popatrzyła przez ramię. Jej wzrok utkwił w oczach stojącego pod ścianą i śmiejącego się cudownie bruneta. Czas gwałtownie się zatrzymał. Choć trwało to zaledwie kilka sekund, pamięta to jak nic innego tamtego dnia. W jej głowie tkwił tylko ten obraz. Szeroki uśmiech chłopaka powoli wraz z przechylaniem głowy w jej stronę ustawał, aż przybrał wyraz jedynie niewinnego uśmieszku. Patrzyła w duże, zielone oczy chłopaka. Nic wokół nie miało znaczenia. Poczuła jak na jej twarzy pojawia się rumieniec i automatycznie odwróciła głowę. Czas przybrał swój normalny bieg. Zamknęła oczy i mocno wciągnęła powietrze. Wypuściła je nosem i spojrzała przed siebie. Myślała o siedzącym z tyłu chłopaku, jego zielonych oczach i cudownych zakręconych włosach. Nagle drzwi otworzyły się a w klasie pojawiła się wysoka kobieta z torebką. Prawie trzaskając za sobą drzwiami dała do zrozumienia że nie będzie tak jak kiedyś. Wszyscy ucichli. Było słychać jedynie szum przesuwanych krzeseł. Kobieta podeszła do biurka i zachowując się jakby nikogo tutaj nie było wyjrzała spokojnie przez okno, jakby wypatrując tam czegoś, co ją zaciekawiło. Jej twarz zdawała się być nieobecna. Energicznie odsunęła krzesło i położyła na nim torebkę. Stanęła na środku sali i zwracając się do klasy zmierzyła ich mówiącym samym za siebie wzrokiem.
- Dzień Dobry ! - wypowiedziała lekko i czekała aż wszyscy wstaną i odwdzięczą jej się tym samym.
Tak też się stało. Justine tylko przewróciła oczami. Znowu to samo. Za chwilę wszyscy siedzieli spokojnie w ławkach i słuchali wykładów jasnowłosej kobiety. Choć zdawała się być zimna zrobiła na niej na prawdę dobre wrażenie. Kolejne przypomnienie o zachowaniu na lekcji, omówienie nudnego programu nauczania i mającego wystraszyć systemu oceniania. Mimo tego że na początku wydawała się ostra, to jej zachowanie zupełnie się zmieniło. Uśmiechała się do uczniów, żartowała, ale jedna potrafiła się z tym miarkować. Taki powinien być nauczyciel. Powinien być przyjacielski dla uczniów, ale oczywiście są pewne granice, musi też być wymagający i stawiać na swoim. Justine czuła się jednak nieobecna. Wciąż uciekała myślami gdzieś poza granice swojej ławki. Myślała o wakacjach, słońcu o tym jakby to było cudownie wrócić do domu i spotkać tam mamę czekającą z obiadem, która męczyła by pytaniami typu : Jak tam w szkole? Kate pracowała do późna. Twierdziła, ze Justin nie jest już małym dzieckiem i poradzi sobie sama z obiadem. Doskonale rozumiała, że siostra też musi mieć czas na spotkania ze swoimi przyjaciółmi. Z resztą jest już na tyle dorosła, że powinna wreszcie sobie kogoś znaleźć, a nie bez przerwy narzekać jaka jest samotna. Żal było jej siostry. Strasznie przeżyła rozstanie z Lukiem. No ale cóż, lepiej że się rozstali, bo po co zawiązywać sobie życie takim skończonym idiotą. Chociaż siostra nigdy tego nie mówiła, Justine wiedziała, że ona sama stanowi tutaj ogromną przeszkodę. Kto będzie chciał zaopiekować się dwoma siostrami w pakiecie ? Tak bardzo chciała, by Kate była szczęśliwa. Przecież ma własne życie i powinna się nim zająć, ustatkować je, a przeprowadzka do Londynu i awans na pewni jakoś jej w tym pomogą. Najważniejsze żeby tylko nie zakochała się w swojej pracy i nie chciała spędzać z nią więcej czasu niż z normalnymi ludźmi. Kate zawsze była taka solidna, więc i w nią będzie wkładała wiele serca. Muszę coś zorganizować - pomyślała. Namówić ją, żeby gdzieś wyszła i tym razem spotkała kogoś na prawdę fajnego, kto się nią zaopiekuje, tak jak kiedyś ona nią. Tyle jej zawdzięczała. Od kilku lat nie mieszkały już w sierocińcu, który przywoływał najgorsze wspomnienia. Tak szybko musiała dorosnąć, aby ona nadal mogła pozostać dzieckiem. Opiekowała się nią codziennie, sama nie zaznając troski. Tak bardzo ją kochała. Znów wróciła do słuchania wykładowczyni. Kolejne zasady, które sprawiały że Justine stawała się coraz bardziej senna. W klasie było tak ciepło. Popatrzyła na stojącą obok kobietę. Miała na sobie czarne rurki z zamkami na końcu nogawek, długie szpilki, jasny top i czarny żakiet. Nie była stara, ani też zbyt młoda. Na pewno starsza od siostry Justine, jednak młodsza od większości nauczyciele które uczyły ją wcześniej, a na pewno bardziej nowoczesna. Była wysoka. Mówiła z dziwną akcentacją. Popatrzyła na jej włosy. Były pięknie wystylizowane. Krótko ścięte. Jednak najbardziej fascynowały i jednocześnie paraliżowały jej "puste", mocno zielone oczy. Czarna obwódka wokół nich sprawiała, że wydawały się być dziwnie nieprzeniknione, przerażające i tajemnicze. Justine miała jedną zasadę. Nikomu nie okazywać słabości - strachu. Najważniejsze to patrzyć prosto w oczy, wtedy sprawia się wrażenie niewzruszonego, odważnego i pewnego siebie, a to ludzie lubią. Jej oczy były na prawdę dziwne, zdawało by się że mają jakby drugie dno. Były jak toń oceanu, czy przepaść w którą zdawało by się wciągnie nas zaraz po tym gdy będziemy chcieli spojrzeć głębiej. Były hipnotyzujące. Znów pogrążyła się w swoich myślach. Często tak się działo. Cały świat po prostu wtedy znikał, rozmywał się, a zastępowała go nierealna rzeczywistość jej myśli. Widziała zieleń. Zieleń oczu nauczycielki i chłopaka którego zauważyła na początku. Poczuła że znów się czerwieni. Czerwieni się na samą myśl o jego zielonych oczach. Czuła się tak okropnie głupio. Było jej wstyd. Znów poczuła się tak okropnie. Chciała by być choć trochę ładniejsza. Być na tyle odważna by podejść do nich i porozmawiać, poznać ich, ale brakowało jej pewności siebie. Całą resztę lekcji spędziła na rozmyślaniu o brunecie i o tym, że jest taka a nie inna. Przypomniały jej się słowa z pewnej książki, którą nie dawno czytała... Możemy być tym kim jesteśmy, nikim mniej i nikim więcej.
- No to może teraz się przedstawimy. - nauczycielka spojrzała na swój zegarek - Zostało jeszcze kilka minut, no to więc może... - wskazała na kogoś z klasy.
Wszyscy opowiadali o sobie po kolei. Justine modliła się, aby na nią brakło czasu. Nie miała  nic ciekawego do powiedzenia. W zasadzie uważała się za zupełnie nudną osobę. Odpowiedziało już z pół klasy, gdy nauczycielka odwróciła się w stronę Justine. W jej oczach pojawiło się przerażenie. Pani profesor uśmiechnęła się szeroko i wskazała na dziewczynę.
- Może ty. Jak masz na imię ? - zapytała robiąc ciekawą minę
- Mam na imię Justine. - powiedziała czując mocniejsze bicie serca.
Wszyscy patrzyli na nią oczekując dalszej części wypowiedzi. Nie mogła nic wymyślić, każda myśl którą starała się uchwycić odlatywała nim tylko zdążyła ją pochwycić. Patrzyła po klasie, a każdy uśmieszek, lub słowa skierowane do sąsiada z ławki powodowały jej irytację. Znów zostaniesz cichą myszką. Jesteś nikim. Nikt cię nie lubi... - słyszała w środku głowy. Nie jestem nikim. Wzięła głęboki wdech i zaczęła. To odważni zdobywają świat.
- Mieszkam w Londynie ze swoją siostrą. Przeprowadziłyśmy się tutaj na początku wakacji, bo Kate dostała tutaj nową pracę. Przyszłam uczyć się tutaj, bo słyszałam że to bardzo dobra szkoła, ale w sumie sama nie wiem czy to dla mnie dobry wybór. Poszłam tutaj, bo w życiu trzeba mieć pewne alternatywy. Kocham muzykę i to ona jest sensem mojego życia. Z nią chciałabym łączyć swoje dalsze życie, ale jeśli mi się nie uda, będę miała inne wyjścia. Uwielbiam pisać. Publikuję w internecie. Mam tak wiele zainteresowań, że myślę, że mimo wszystko uda mi się w takim czy innym zawodzie znaleźć jakąś pracę. Jestem pracowita, solidna. Nie lubię kłamstwa. Dziękuję - skończyła biorąc oddech i robiąc poważną minę. Była z siebie dumna.
- Jesteś bardzo dojrzała jak na taki wiek. Myślisz przyszłościowo i do tego jesteś wygadana. - uśmiechnęła się nauczycielka - Dzięki, teraz może ktoś inny...- Justine odetchnęła z ulgą
Odwróciła się do tyłu. Popatrzyła na klasę. Wszyscy patrzyli na nią z dziwnymi minami. Nie były to miny złości, lub takie które mówiłyby że jej nie lubią. Po prostu patrzyli obojętnie, a niektórzy nawet miło się uśmiechali. Wewnętrznie czuła, że już jakoś udało jej się pokonać samą siebie. Wreszcie pokonała strach. Uśmiechnęła się i słuchała co mówią o sobie inni. Czekała aż zacznie mówić zielonooki chłopak. Patrzyła na niego, starając się, by nie zauważył. Wydawał jej się taki inny niż wszyscy. Niedostępny. Tak cudownie się uśmiechał. Nie wiedziała co z sobą zrobić. Zorientowała się, że on też na nią spogląda. Nie był może jakoś nadzwyczajnie ubrany, nie wydawał się być kimś wyjątkowym, a raczej przeciętnym, jednak coś ją w nim pociągało. Mierzyła go wzrokiem i coraz bardziej przekonywała się o tym, że niczym nie wybija się z tłumu. Jednak był jakiś niezwykły, taki... Justine sama nie potrafiła tego określić. Wiedziała, że gdy na niego patrzyła na jej twarzy odruchowo pojawiał się uśmiech. Nagle coś wyrwało ją z tego cudownego transu. Huczenie dzwonka przerwało cudowne myśli o brunecie i zmusiło do powrotu do starego, szarego świata. Nie poznała jego imienia...

Wszyscy wychodzili z sali. Podniosła się z miejsca. Zawiesiła torbę na ramieniu i podniosła zawieszoną na krześle kurtkę. Ktoś szturchnął ją delikatnie w ramię. Odwróciła się gwałtownie i prawie zamarła. Tuż za swoim ramieniem znów zobaczyła ten cudowny uśmiech.
- Cześć, jestem Harry... Harry Styles - zaśmiał się brunet. Justine prawie się rozpłynęła. Robiło jej się gorąco. Nie wierzyła.
- Justine... Justine Davis - wyszczerzyła się podając mu swoją rękę.
Poprawiła plecak i obydwoje ruszyli w stronę drzwi.
- Jak czujesz się w nowej szkole ?
- Jak na razie dobrze, ale nikogo nie znam i jest trochę dziwnie. Nie wiem czy sobie dam radę po tym co mówiła ta pani... - zaśmiała się. Sama była zdziwiona że potrafi użyć tylu słów na raz.
- Nie przejmuj się, oni tutaj zawsze tak straszą. - rozszerzył kąciki ust
- A ty skąd taki pewny ?
- Chodzę już trzeci rok do tej szkoły. - popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem
- Aaa... Gwiazdeczki z jedynki... - przypomniały jej się słowa nauczyciela z poprzedniej szkoły
- Co ? - parsknął chłopak
- Nie nic...
- Podobno lubisz muzykę. - trochę spoważniał
- No lubię. Ale od razu ostrzegam, że nie śpiewam publicznie bo mój głos ostatnio na to nie pozwala. Tym bardziej moje nerwy. - spojrzała na chłopaka i popatrzyła nu prosto w oczy. Znów się w nich zatopiła, a on się tylko uśmiechnął. - Przepraszam...
- Nie nic się nie stało... - uśmiechnął się zadziornie - Lubię to.. - szybko zmienił temat, jakby starał się wymazać z pamięci to co powiedział - Myślałem, ze może dołączysz do nas i do chłopaków i trochę pośpiewamy, no ale skoro nie chcesz... Ale jeśli zmienisz zdanie, to powiedz. - uśmiechnął się delikatnie - Idziesz na górę ? - spytał wskazując salę do której mieliśmy pójść.
- Zaraz przyjdę, tylko muszę coś jeszcze... Idę do łazienki... - nie wiedziała jak to wyrazić
- Aaa ok - zaśmiał się i poszedł na górę. Patrzyła za nim. W połowie schodów stanął obok dziewczyn, które pamiętała z klasy. Znów tak cudownie się uśmiechał. Odwróciła się w stronę drzwi i weszła do łazienki. Za chwilę zadzwonił dzwonek. Minęła kolejna lekcja i następna. Poznała kilka koleżanek. Na przerwach rozmawiała z wieloma ludźmi, jednak atmosfera nadal wydawała się sztuczna. Było o wiele lepiej, ale nie tak dobrze jakby chciała. Poznała kogoś i otworzyła się na innych, a to liczyło się najbardziej. W końcu zabrzmiał ostatni dzwonek.


Kilka informacji :)

Siemka ! 
Jestem chłopakiem, mam 16 lat, uwielbiam książki fantasy, a od pewnego czasu w głowie kłębił mi się pewien pomysł i wyszło tak że połączę go z 1D. To już mój kolejny blog i dziękuję wam za to, że go odwiedzacie i czytacie. Z poprzednimi mi się nie udało i zbyt wiele osób je nie czyta, więc po prostu straciłem chęć ich pisania. Pomysł na to opowiadanie wpadł całkiem przypadkiem. Może i nie jest idealne, zawiera błędy, itp. ale było pisane dosyć szybko, bo nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Jednak nie bójcie się, rozdziały będą pojawiały się przynajmniej raz w tygodniu i mam nadzieje, że z biegiem czasu będą wam się podobały. :) Jeżeli czytasz, bardzo proszę skomentuj, to nie trwa długo, bo udało mi się wyłączyć to "dziwaczne" i denerwujące przepisywanie literek, więc wystarczy że wpiszesz treść i dodasz komentarz, nawet z "anonima", za co serdecznie dziękuję, bo to podwójna motywacja do napisania rozdziału. 

Mam teraz do was czytelników ogromną prośbę, ponieważ sam nie wiem jaka muzyka pasowała by do tego bloga, proszę was o pomoc i zostawienie w komentarzach kilku propozycji. Z góry dziękuję za pomoc !

Mam nadzieje że następny rozdział uda mi się napisać już dzisiaj, a jeśli chcecie być informowani o kolejnych, po prostu napiszcie w komentarzu. Dzięki za wszystko i miłego czytania następnych rozdziałów. Mam  nadzieję, że się ze mną nie zanudzicie. xD

                                                                                    @just_hug_me_

P.S. Jeśli chcecie sprawdzić jak piszę wpadajcie --------> http://just-a-one-dream.blogspot.com/