Mijał dzień za dniem. Każdy z nich stawał się coraz krótszy, a aura coraz mroczniejsza. Choć czasem zdarzały się przebłyski słonecznego blasku, jasność ustępowała szarości. Robiło się coraz chłodniej. Nikt nie odważył się założyć krótkich spodni, czy wyjść bez kurtki. Padało coraz częściej. Dni stawały się monotonne. Idealna pogoda by popaść w doła i na dodatek się rozchorować. Justine szła chodnikiem słuchając swojej ulubionej piosenki. Spod ciemnego kaptura kurtki, wystawały niesforne, brązowe loki. Uśmiechała się idąc pomiędzy spadającymi i rozbryzgującymi się na ziemi kroplami deszczu. Było wyjątkowo ponuro, a mimo to dziewczyna czuła się wyjątkowo szczęśliwa. Szła powoli nie zważając na czas i wdychając chłodne, ożywcze powietrze. Minęła kolejny budynek i powiew zimnego wiatru zmusił ją, by głębiej wepchnęła ręce do kieszeni długiej prawie po kolana kurtki. Mimo tego nadal czuła się jakby frunęła niesiona swoim szczęściem. Dookoła pełno biegnących gdzieś ludzi. Wszyscy śpieszą się jakby za sekundę miało skończyć się ich życie, jakby uciekali przed czymś nieuniknionym. Dzisiejszy świat jest zbyt zabiegany. Nie ma czasu na litość, czy jakąkolwiek empatie. Przyzwyczailiśmy się do bólu, smutku, samotności. Chyba nie potrafilibyśmy bez nich żyć. Media dbają o to by dostarczać nam kolejną porcję "nowego zła". Jakie to w dzisiejszym świecie oczywiste. Zło jest na porządku dziennym. Jesteśmy nim tak przesiąknięci, że w ogóle nie zauważamy tego co dobre. Ale co to jest zło jak właśnie nie brak dobra, brak wewnętrznego szczęścia z najprostszych rzeczy. To właśnie to szczęście dodawało Justine skrzydeł. Cieszyła się, że wreszcie uciekła od tamtego życia i poznała nowych wspaniałych ludzi. Choć na początku była okropnie przygnębiona, teraz stało się jasne, że zupełnie niesłusznie. Z każdym mijającym dniem poznawała swoją klasę coraz lepiej i czuła, że wreszcie poznała kogoś, kto nie ocenia jej za wygląd, ale lubi ją taką jaka jest. Wszyscy byli tacy radośni, pełni optymizmu i energii. Po dwudniowej wycieczce za miasto okazało się, że łączyło ich jeszcze jedno - muzyka. Wreszcie czuła że żyje jak normalna nastolatka. Ma najwspanialszą na świecie klasę. Ci ludzie nie patrzą na nią jak na bezuczuciowy przedmiot. Rozmawia z nimi i nie czuje że kogoś nudzi sama jej obecność. Wygłupia się i bawi najlepiej na świecie z ludźmi, których zna od dwóch tygodni. Do tego poznała Harrego, Nialla, Zayna, Louisa, i Liama. Przy nich nie czuje się brzydka. W ogóle nie myśli o swoim wyglądzie, nie patrzy na nich jak na kandydatów na mężów, ale jak na najlepszych przyjaciół. Czuje z nimi dziwną więź. Wydaje się jakby wszyscy tworzyli zgraną paczkę od lat, a poznali się pierwszego dnia nowej szkoły. Są jak bracia, których zawsze chciała mieć. Wreszcie czuje się bezpieczna. Głos ucichł, a dziwne sny i wszystko co do tej pory ją prześladowało - zniknęło. To znak, że nie warto było brać tych urojeń na poważnie. Od kilku dni śpiewają razem w domu Harrego. Jego mama mieszka niedaleko. Przy okazji to świetna okazja do spotkań klasowych, bo na próbę zwykle wpada kilka osób więcej. Wszyscy śpiewają i bawią się muzyką. To na prawdę świetne. Muzyka ma moc łączyć pokolenia, a na pewno połączyła ich klasę. Gdy byli na wycieczce, śpiewali, krzyczeli, grali przy ognisku dopóki nie stracili głosów. Następny dzień był dosyć cichy. Po całym wieczorze karaoke, gadaniu przez całą noc każdy ledwo mówił. Chrypka trzymała kilka dni, niektórzy nawet zdążyli się rozchorować. Na pewno nie pomógł w tym spacer na burzy. W planie było wyjście na "górkę", ale w połowie drogi spotkała ich niezła ulewa. Wrócili przemoknięci do suchej nitki. Było zabawnie. Nikt zbyt nie przejął się deszczem. Wręcz przeciwnie. Ale po kilku dniach przemoknięcie dało się we znaki. Jednak ten wyjazd, tance, zabawy, przedstawienia, dziwne pomysły, długie rozmowy i genialnie spędzony czas razem zaowocowały zjednoczeniem klasy. Czuli się jakby byli rodziną. Tego właśnie było trzeba Justine. To wszystko czego nie potrafiła określić słowami uczyniło ją niewyobrażalnie szczęśliwą. Szła ulicami znaną sobie drogą do szkoły i cieszyła się jak nigdy w swoim życiu. Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiała, że czuła dziwne podniecenie. Była ciekawa co powiedzą na zmianę jej wyglądu. W sobotę wybrała się z siostrą na małe zakupy. Kate zarobiła już nieco kasy, a dzięki temu awansowi całkiem nieźle szło z odbudowaniem domowego budżetu. To już trzecie miesiąc, a Kate za pieniądze z biura zdążyła kupić co nieco do domu i zostało na niewielkie zakupy i wizytę w salonie odnowy. Justine czuła się tam jak królowa. Obydwie z Kate na prawdę wspaniale się bawiły. Dawno nie spędziły ze sobą tyle godzin razem. Koleżanka Kate z pracy bardzo polecała im to miejsce bo dzięki temu że właścicielką salonu była jej ciotka, miały dostać małą zniżkę. Pobiegały razem po sklepach, poszły do kina i odpoczęły. Czas spędzony razem ze siostrą uskrzydlił Kate. Obydwie poczuły się dużo lepiej. Do tego Kate wyglądała jak bogini. Justine czuła się przy siostrze jak szara myszka. Ona była wysoka, chuda, miała cudowne, kręcone włosy, które nigdy nie potrafiła określić, były albo bardzo jasno brązowe albo ciemno blond. Była ucieleśnieniem piękna. Chłopcy zawsze się za nią oglądali. Do tego była tak cholernie mądra. Młodsza siostra często śmiała się gdy Kate powiedziała coś do niej swoimi mądrymi słowami. Może i nie było to śmieszne, ale niemoc odszyfrowania niektórych skomplikowanych myśli powodował u niej niepohamowany atak śmiechu. Zastanawiała się, czy Katherine sama wiedziała co mówi. Gdy Kate kazała jej coś zrobić mówiła do niej "Tak jest wasza mądrość" o co ta bardzo się wzburzała. Dzisiaj karty się odwróciły. Justine doznała całkowitej odmiany. Gdybyście ją wtedy widzieli... To już nie ta sama osoba. Wyszła odmieniona. Rozkwitła. Udało im się wydobyć jej wewnętrzne piękno. Niczym nie ustępowała swojej siostrze. Wyglądały prawie jak bliźniaczki. Szły przez galerię wzbudzając wszechobecny zachwyt mężczyzn i zazdrosny wzrok kobiet. Kate w dżinsowych rurkach, butach na obcasie i cudnej nowej bluzce z opadającymi do przodu lokami. Justine w czarnej, eleganckiej, krótkiej sukience i botkach. Jej włosy nie były czarne i zniszczone. Miały naturalny, kasztanowy odcień. Były lekko wyprostowane i opadały na twarz, zakrywając nieco podkreślone tuszem, zniewalająco niebieskie oczy i ciemne, krzaczaste, wyróżniające ją z tłumu brwi. Obydwie wyglądały zniewalająco. Wysokie, podobne, a jednocześnie tak różne od siebie osóbki, które przeżyły w swoim życiu więcej niż innym mogło by się zdawać. Usiadły w kawiarni i zajadały ciastko. Justine uśmiechała się jak nigdy dotąd. Podobała się sobie. Sama nie mogła w to uwierzyć. Spełniło się jej największe marzenie. Uśmiechała się promieniście. Miała taki cudowny uśmiech. Kilku wysokich mężczyzn spoglądało na obydwie siostry. Stwierdzając, że mówią o nich wybuchnęły śmiechem. To co kiedyś sprawiało ból zniknęło. Justine ta bardzo kochała swoją siostrę.
Po kilku minutach Justine była już w szkole. Wlekła się powoli, bo jej jedyny środek transportu przyjeżdżał prawie godzinę wcześniej. W inny dzień biegła przez kilka ulic by nie spóźnić się na lekcje. Uroki jazdy po dużym mieście. Kilka przesiadek, czekanie. Gdyby wysiadła gdzie indziej w najlepszym wypadku pogubiła by się w mieście i szukała drogi przez kilka dni. Na szczęście coraz lepiej szło jej zapoznawanie się z miastem. Było ogromne i zdawała sobie sprawę, że chyba nigdy do końca nie będzie wiedziała, gdzie tak dokładnie jest, ale udawało jej się nie gubić w drodze do szkoły i domu Harrego. Szła powoli obok niewielkiego parku. Spojrzała na drugą stronę ulicy i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zobaczyła Alex, kumpele ze swojej klasy. Szybko przebiegła przez pasy i ruszyła w stronę dziewczyny. Chwyciła ją za ramię i krzyknęła :
- Cześć ! - Alex prawie dostała zawału. Odskoczyła do przodu i odwracając się do Justine nie wiedziała o co chodzi.
- Czeeeść ?! - wytrzeszczyła oczy w zdumieniu. Nie wiedziała z kim rozmawia. Justine wyglądała trochę nieschludnie w długiej, przeciwdeszczowej kurtce, co mogło by być uznane za pamiątkę po starym, niezbyt schludnym stylu ubierania, ale dzisiaj miało zupełnie inne znaczenie. Chciała zrobić wrażenie i nie zmoknąć, ale nie chciało jej się nieść parasola, który w każdej chwili mógł wydąć się w drugą stronę. Nie spodziewała się jednak, ze ktoś może jej nie poznać. Trochę się zmieniła, no ale...
- No cześć Alex. Co tam ? - zaśmiała się patrząc na rozdziawioną buzię dziewczyny
- Justin ?! Co ty...? - zorientowała się że stoi przed nią z otwartą buzią i skarciła się w myślach - Wyglądasz nieziemsko Justine.
- Dzięki. Ty też. - uśmiechnęła się pokazując swoje białe ząbki
- No ale ty... Wow ! - zmierzyła dziewczynę z góry do dołu - Co ty zrobiłaś ze starą Justine ?! Oddawaj mi moją koleżankę !
- Stara Justine odeszła... - zrobiła ponurą minę - Ale przyszła nowa, która na pewno ci się spodoba. - uniosła delikatnie kąciki ust
- Mi się już podoba ! A co powie Harry ! - Justine aż zadrżała na samą myśl. Czuła się tak podekscytowana jak nigdy dotąd.
- Alex zatkaj się. - skarciła delikatnie koleżankę - Między nami nigdy nic nie było i nie będzie, i nie próbuj się czegoś doszukiwać w naszej przyjaźni. To tylko przyjaźń nic więcej, zakoduj to sobie w swojej głowie, ok ? - wypuściła zbędne powietrze
- No ok, ok... - zaśmiała się Alex - Ja i tak wiem swoje - powiedziała pod nosem
- Nie zaczynaj Alex ! - Justine uśmiechnęła się promieniście do koleżanki
- Na prawdę nie wiem jak ty... Jezu Justine jesteś taka piękna. Spróbuj jeszcze raz pomyśleć, że jesteś brzydka to kopnę cię w ten suchy zad ! - patrzyła na nią prawie tak podekscytowana jak sama Justine
- Dobra, ale bez takich. Nie jesteśmy już na wsi Alex... - wyszeptała po chichu jakby zdradzała jakąś tajemnicę i obydwie wybuchnęły śmiechem
Weszły do środka budynku. Z każdym krokiem Justine czuła rosnącą radość i strach, które eksplodowały gdy zobaczyła resztę klasy.
- Cześć wszystkim ! - wykrzyknęła ściągając kurtkę i poprawiając włosy.
Patrzyło na nią pół szkoły i większa część klasy. Szeroko otwarte oczy i zaciekawienie dawały dziewczynie satysfakcje z zamierzonego celu. Wywołała zdumienie. Szara myszka ze Szkocji, której nikt nie lubił, bo była dziwna przykuła wzrok całej szkoły. Wzrokiem szukała tego kogo najbardziej oczekiwała. Podeszła dalej i stanęła obok gapiącego się Harrego.
- Justine ?! - wytrzeszczył oczy Niall - Serio ?
- Tak serio Niall, a co nie poznajesz już kumpeli ? - zaśmiała się patrząc na zdziwionych kolegów
- Nie, nie... tylko... - ciągnął dalej
- Niezwykle dziś wyglądasz Justine Davis... niezwykle... - dokończył zauroczony Harry
Siemka !
Mam nadzieje, że chociaż trochę wam się podobało.
Na razie nie dzieje się nic ciekawego, ale mam nadzieje, że w następnym rozdziale was zaciekawię. Pojawią się zupełnie nowe postacie i stanie się coś niezwykłego. Diametralnie zmieni się życie głównych bohaterów. :)
Dziękuję że czytacie i komentujecie. ♥ KOCHAM WAS
Czytacie = Komentujcie ^_^
Jeśli chcecie być informowani o następnych to piszcie w komentarzach. xD
Super, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńAwww *.* pokochałam to opowiadanie ♥ świetnie piszesz <3 humor Justine w tym rozdziale udzielił się nawet mi :) znacznie poprawiłeś mi humor, dziękuję ♥
OdpowiedzUsuń@PonczeAnity
Jak tylko to przeczytałam to po zorientowaniu się miałam na buzi szeroki uśmiech :) Jeszcze raz powtórzę- zazdroszczę Ci talentu, też chciałabym tak pisać ;)
OdpowiedzUsuń