Koniec lekcji. Minął ostatni wuef. Wyszła ze szkoły z grupą koleżanek. Było chłodno. Wiał lodowaty wiatr. Przeszły przez bramę wiodącą do szkoły. Rozmawiały roześmiane. Znów musiała iść sama. Nikt nie szedł na ten sam przystanek co ona. Strasznie tego nie lubiła. Tym bardziej, że z tygodnia na tydzień robiło się coraz ciemniej. Tego wieczora było już prawie zupełnie ciemno. Całe niebo przesłaniały gęste, deszczowe chmury. Nie padało. Dziewczyny się rozeszły. Zanim skończyły plotkować, zrobiło się jeszcze ciemniej. Popatrzyła na zegarek. Zostało jej jeszcze kilka minut. Znów musiała przejść obok tego wstrętnego parku. W dzień wyglądał pięknie, ale w nocy budził najgorsze wyobrażenia. Ruszyła spokojnym krokiem i szła nie oglądając się za siebie. Zawsze bała się, że jak spojrzy w tył kogoś tam zobaczy. Przybrała zupełnie obojętną minę, nie zdradzając swoich emocji. Sięgnęła do bocznej kieszonki swojego plecaka i wyciągnęła białe słuchawki. Starała się je włożyć do ucha, gdy usłyszała czyjeś kroki. Zamarła. Poczuła szarpnięcie. Ktoś wydarł jej plecak zawieszony na lewym ramieniu. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła zakapturzonego napastnika. Wyrwał plecak i biegł drogą w głąb parku. Miała tam wszystkie pieniądze, telefon, bilet i książki. Ruszyła za nim. Co sił w nogach starała się dogonić zamaskowanego sprawcę. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Utrudzone trzeba godzinami biegania i gry dawały do zrozumienia że dalej nie pobiegną. Adrenalina sprawiała jednak, że wszystko traciło na znaczeniu. Biegła dalej starając się opanować szalejący oddech. Jednak mężczyzna był coraz dalej, aż w końcu zniknął za zakrętem. Zniknął dosłownie i w przenośni. Sama nie wierzyła własnym oczom. Wybiegła na rozdroże kilku wybrukowanych dróżek i spojrzała na boki. Drogi ciągnęły się ku wyjściu z parku lub gdzieś dalej w jego głąb. Nikogo na nich nie było. Dookoła zupełna pustka i cisza. W oddali słychać tylko przejeżdżające ulicami samochody. Kilka latarni rozświetla mroczne tereny parku. Nie miała sił. Co teraz zrobi ? Jest zupełnie bezsilna. Od domu dzieli ją pół miasta. Co powie Kate ? Jak mogła być tak bezmyślna i dać się okraść. Usiadła na ławce i zaczęła płakać. Opadające emocje sprawiły, że poczuła ból. Jej ramie pulsowało. Spojrzała na nie. Na rękawie była krew. Poderwała do góry kawałek materiału i zawyła z bólu. Gdy nieznany mężczyzna wyrywał jej plecak, wyrwał ramię i kość, która przebiła skórę. Adrenalina tłumiła ból, ale teraz... Rozpłakała się z bezsilności. Była taka słaba. Podniosła się z miejsca. Nie miała niczego co pomogło by jej zatamować krwotok. Do tego złamanie było w tak okropnym miejscu. Wpadła na pewien pomysł. Opanowała nerwy i spróbowała zdjąć kurtkę. To nie najlepszy sposób, ale jedyny który przychodził jej do głowy. Nie miała czasu. Wiedziała jedno, że na pewno nie chcę wykrwawić się na środku parku. Zacisnęła zęby i delikatnie ściągnęła ciemną kurtkę. Pomagając sobie zębami i owijając zdrową ręką, zacisnęła węzeł powyżej rany. Była z siebie dumna. Bolało coraz okropniej. Czuła jak opada z sił. Nie chciała się poddać, nie teraz. Czuła, że zaraz zemdleje. Szła dalej. Zakręciło jej się w głowie. Usiadła na chwilę wciągając powoli powietrze i uspakajając nerwy. Oddychała starając się w całej tej sytuacji znaleźć jakieś wyjście, coś co dało by jej choć trochę oparcia i radości. Przypomniała sobie zieleń oczu Harrego. Zobaczyła go w swoich myślach. Poczuła radość. Smutek znów odszedł. Poczuła się silniejsza. Schyliła na chwilę głowę i wciągnęła zimne powietrze. Zrobiło się wyjątkowo zimno. W ciągu kilku sekund powietrze było na tyle zimne, że z ust Justine wylatywała para. Podniosła głowę. Światła dziwnie migały. Wiatr ucichł. Panowała cisza. Przerażająca cisza. Coś spowodowało że Justine przeszedł okropny dreszcz. Już kiedyś to czuła. Kiedyś tutaj była. Obraz ze snu przeszył jej głowę. Tak była tutaj we śnie. Nie pamiętała co się działo. Wiedziała jedynie że na pewno nie było to nic dobrego. Jedynie skrawki niewyraźnego obrazu... to wszystko co kojarzyło się z tym miejscem, a jednak powodowało w niej takie przerażenie, że jej wewnętrzny głos krzyczał by uciekała. Był coraz głośniejszy, coraz silniejszy, ale stłumiony.
- Uciekaj ! - usłyszała niosący się echem dookoła, kobiecy głos
Przeszył ją jeszcze większy strach. Światło zamigotało i nim zdążyła mrugnąć stała przed nią kobieta. Pojawiła się znikąd. Miała na sobie ubrania, których nikt nie nosił od kilku lat. Stała i patrzyła na Justine. Mierzyła ją dziwnym wzrokiem. Była niemniej przerażona niż dziewczyna. Choć tak okropnie się bała, nie czuła że kobieta coś może jej zrobić. Spojrzała w jej oczy i poczuła smutek, radość, gniew i ogromny strach. Jednak była pewna, że to nie o nią tutaj chodzi. Ten ktoś nie chcę jej nic zrobić.
- Uciekaj...- wyszeptała drżącym głosem - Uciekaj ! - wykrzyczała nie widząc reakcji dziewczyny
- Ale... - próbowała coś z siebie wykrztusić, głos jej się łamał
- Oni tutaj idą...- zamyśliła się i popatrzyła na ziemię i w oczy dziewczyny - Tak zaraz tutaj będą... Uciekaj ! - rzuciła z pretensją widząc, że dziewczyna dalej tutaj stoi i klapnęła ją w ramię. Justine krzyknęła z bólu. - Kto ci to zrobił ? Tak to oni ! Oni już tu są ! UCIEKAJ !!! - w jej głosie zabrzmiał taki ból, że Justine nie wiedziała która z nich teraz cierpi bardziej, ona czy stojąca przed nią kobieta.
- Jacy oni ? Kto tutaj idzie ? Co tu się dzieje ? - poczuła głupią furię, która chciała wyrwać się na zewnątrz
- Nie pora na zastanawiania Justine ! Uciekaj natychmiast ! Słyszysz !?! UCIEKAJ STĄD ! - rozpłakała się patrząc dziewczynie w oczy. Justine poczuła jakby przeszył ją miecz. Popatrzyła na płaczącą kobietę, która schyliła głowę. Poczuła jak po policzku spływają jej łzy. Dotknęła brody kobiety i podniosła ją w górę. Popatrzyła prosto w rozpłakane oczy. Dopiero teraz zauważyła, że wygląda zupełnie jak jej siostra. Niższa i starsza wersja jej siostry.
- Kim ty...? - nie potrzebowała odpowiedzi. Jej wewnętrzny wzrok wszedł do środka umysłu kobiety. Widziała palące się wioski. Mężczyznę w białej szacie stojącego na balkonie najwspanialszego zamku jaki kiedykolwiek widziała. Spoglądał na płonące pod nim miasto. Widziała wiele bólu, bitew, dziwne postacie, wiele nieznanych sobie zwierząt. Wielką księgę. Poród i małe dziecko. Księga błysnęła przeraźliwym blaskiem, który ją spalił i wpadł w niewielkie, płaczącą niemowlę. Widziała tam... Widziała swoją starszą siostrę, która płakała. Porywali tą samą kobietę, która teraz stała przed nią. Ciągnęli ją za ręce przez drzwi. Podeszli do małej płaczącej dziewczynki. Nie miała więcej niż pięć lat. To była jej siostra, była tego pewna. Trzymała na rękach maleństwo. Kobieta zapłonęła gniewem. Justine dokładnie poczuła to uczucie. Jeszcze nigdy nie doznała czegoś okropniejszego. Wyrwała się strażnikom. Podbiegła do dziewczynek i pocałowała w czoło. Zamknęła oczy. Zniknęły. Rozpłynęły się. Potem widziała więzienie. Warunki gorsze niż śmierć. Czuła ból, przerażający ból. Wiedziała, że kobieta poświęciła dzieciom swoje życie. Wydała się na życie gorsze od tortur. Na ból który nigdy nie ustaje. To gorsze niż śmierć. Śmierć jest słodkim wybawieniem dla tego kogo Biały Pan zechcę oszczędzić. Jego parszywa uśmiechnięta buźka. Wokół pełno sługusów. Całe mnóstwo okropieństw, które czynił... Justine płakała. Nie wiedziała ile to trwało, ale poczuła ulgę gdy wróciła. Rzuciła się na szyję kobiety i płakała jak nigdy przedtem.
- Dziękuję... Dziękuje mamo... - wykrztusiła. Była pewna. To jej matka. Przepełniała ją nieogarnięta rozpacz i duma.
- Uciekaj... - wyszeptała kobieta - Uciekaj bo czeka cię los o wiele gorszy niż mój Justine. Nie chciałam tego dla ciebie dziecko, ale przepowiednia mówi że... - przerwała na chwilę - Proszę cię idź już! - odepchnęła dziewczynę od siebie.
Wreszcie poznała tą za którą tak tęskniła. Osobę którą tak kochała, ale jej nie było. Myślała jak mogłaby wyglądać. I wyglądała... Jak Kate, czyli tak jak ją sobie wyobraziła. Jaki ogrom spadł na to małe dziecko... Pomyślała o siostrze i poczuła ciężar który spoczywał na jej barkach przez tyle lat.
- Chodź ze mną. - wzięła ciepłą i poranioną dłoń kobiety.
- Nie, nie mogę pójść. - uśmiechnęła się przez łzy
- Uciekaj drogie dziecko zanim możesz. Zanim Oliver cię dopadnie. Ty jedna możesz to powstrzymać, ale jeszcze nie teraz. Proszę cię uciekaj. - patrzyła błagalnie
- Ale dlaczego ? - załkała gorzko
- To nie czas na wyjaśnienia. Wszystkiego dowiesz się wkrótce. Każda sekunda jest cenniejsza niż miliardy cen złota. Nie trać ich kochanie ! Uciekaj zanim możesz. - kobieta wcale nie żartowała. Zawsze myślała, że gdy wreszcie spotka swoją matkę to powie jej w twarz jak bardzo ją zraniła, jak bardzo nienawidzi ją za to co zrobiła Kate. Nigdy nie przypuszczała, że to tak się potoczy.
- Proszę cię chodź ze mną... - nie chciała jej znów stracić. Miała tyle pytań.
Nagle światła zamigotały. Rozległ się grom. Powietrze zadrżało. Lampy zgasły.
- Zaczęło się ! KATE UCIEKAJ ! - kobieta odwróciła się za siebie
Było okropnie zimno. Ogromna czarna dziura tworzyła się kilka metrów przed Kate. Ze środka wiał przeraźliwy wiatr. Słychać było krzyki i wycia. Wylazły z niej dwie czarne postacie i obleśny typek. Wiatr ustawał, a dziura zamknęła się z hukiem. Justine stała jak wmurowana.
- Brać ją ! - krzyknął wskazując na kobietę. W powietrzu świsnął nóż. Leciał prosto w stronę kobiety. Czas zatrzymał się na chwilę w miejscu. Mknął i prawie się zatrzymał. Leciał coraz wolniej. To było jedynie złudzenie... Choć Justine starała się coś zrobić, była bezsilna. Nóż znów kierował się w stronę jej matki z pierwotną prędkością. Uderzył w kobietę. Stęknęła i osunęła się na nogach.
- NIEEEEE !!!!!!! - wrzasnęła Justine a świat zadrżał od jej krzyku. Podbiegła do matki i podniosła jej głowę. Patrzyła jej w oczy i płakała. Były pełne spokoju i współczucia. - Przepraszam... będziesz żyła. - popatrzyła na tkwiący w piersi nóż i kałużę krwi - Nic się nie stało, jesteś silna musisz żyć. Nie możesz umrzeć.
- Justine... - wyjąkała ostatkami sił - Nie płacz. Nic się nie stało. Wiele ludzi zginęło, byś mogła żyć. I wielu zginie jeśli będzie taka potrzeba. - dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, to wszystko zbyt bardzo ją przytłoczyło - Nic mi nie będzie dziecinko, nie płacz. - z oczu matki popłynął strumień łez - Bądź silna.
- Mamo nie umrzesz ! Nie pozwolę.
- Nie przeciwstawiaj się temu co nieuniknione dziecko, ale walcz o to na co masz wpływ. - uśmiechnęła się - Jestem z ciebie dumna. Teraz uciekaj drogie dziecko ! Ucieka bo spotka cię los gorszy od śmierci.
Matka zamykała oczy. Justine czuła jak ulatuje z niej życie, jak odpływa.
- Mamo... - wyłkała
- Jestem z ciebie taka dumna... - powtórzyła - Kocham cię Justine i pamiętaj zawsze będę cię chronić... - jej oczy się zamknęły. Przytuliła twarz matki do swojej i płakała. Zapomniała o wszystkim, zapomniała o całym świecie. Spojrzała na matkę. Ledwo ją poznała... Jej ciało zajaśniało. Płonęło niezliczonymi ognikami niebieskiego ognia, które rozlatywały się i rozpływały we wszystkich kierunkach. Było ich coraz więcej, aż... Zniknęła. Jej ciało przeniosło się stąd do tamtego świata.
Justine klęczała i płakała bezsilna ze swojej sytuacji. Nagle poderwała się na równe nogi. Miała uciekać. Nie była sama. Zmarnowała tyle czasu.
- A kogóż my tu mamy ? - usłyszała obok szyderczy śmieszek.
Jest i kolejny rozdział. :D
Nie wiem czy udany, ale ocena należy do was. Napisany był dosyć szybko, więc spodziewam się, że spotkaliście się z wieloma błędami. Mam nadzieje, ze wkrótce uda mi się coś jeszcze poprawić. Dziękuję za komentarze i za to, ze czytacie.
Do następnego ! ♥
świetny rozdział. Czekam na następny ;) @Marysia11_11
OdpowiedzUsuńSuper! Czekam na next! <3 :*
OdpowiedzUsuńPolish MoFo ;)
Genialny, czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńTroszkę się czasem w tym rozdziale gubiłam, ale i tak był świetny ♥ no troszkę błedów było, ale nie jakoś strasznie dużo xx
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ;*
Jeny... rozdział mnie wciągnął, zdawało mi się, że jestem tą Justine... Tak realistycznie piszesz. Piękne
OdpowiedzUsuń